W domu Elbanowskich i ich – na razie – siódemki dzieci zazwyczaj nie ma kawy. Karolina albo jest w ciąży, albo karmi, a Tomek po kofeinie robi się nerwowy. Teraz, kiedy ich dom przestał być centrum dowodzenia bojowników o wolność sześciolatków od szkolnej ławy, brak kawy nie jest już tak dotkliwy.
W sprawach Fundacji i Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców (dwa niezależne byty, które jednak nawzajem się przenikają i trudno je od siebie oddzielić) oraz ich sztandarowej akcji „Ratuj maluchy” nie spotykają się już z wolontariuszami w swoim mieszkaniu w bloku w Legionowie – jak to było na początku, w 2008 r. Dziś fundacja ma siedzibę w centrum Warszawy. I całkiem nieźle prosperuje, wyłącznie z darowizn i z 1 proc. (fundacja ma status organizacji pożytku publicznego). W zeszłym roku zebrali 371 tys. zł.
Większość (ok. 70 proc.) pieniędzy fundacji przeznaczono na wynagrodzenia. Zarówno Karolina, jak i Tomasz są w trzyosobowym zarządzie – od kilku lat pracują właściwie już tylko w swojej fundacji i stowarzyszeniu. Jedynie Tomasz sporadycznie pisuje jeszcze do legionowskiego tygodnika „To i Owo”, w którym przed laty oboje pracowali, zanim zaczęli swoją krucjatę. Lecz jeśli zebraną z 1 proc. sumę rozbić na konkretne przekazy, nie są to pieniądze zawrotne. Przeciętna miesięczna pensja członka zarządu fundacji w 2014 r. wyniosła 4125,90 zł brutto. Najwyższe jednorazowo wypłacone wynagrodzenie członka zarządu w zeszłym roku – 7,5 tys. zł brutto. A wszystko wskazuje, że i te pieniądze się skończą. Nowy rząd zapowiada realizację tego, o co Elbanowscy walczyli przez ostatnie osiem lat: wstrzymanie reformy i powrót do obowiązku szkolnego od 7. roku życia. Oraz likwidację gimnazjów, co także postulowali, choć już nie tak głośno.