To miała być aktywna prezydentura i rzeczywiście taka jest, choć kierunek tej aktywności wzbudza niemałe kontrowersje. Bo Andrzej Duda nawet nie stara się ukryć, że jest prezydentem usłużnym wobec jednej partii. Gotowym w środku nocy przyjmować ślubowanie od sędziów pospiesznie wybranych przez PiS, ułaskawiać człowieka, który nie został jeszcze skazany prawomocnym wyrokiem – tylko po to, aby Mariusz Kamiński bez kłopotu mógł wejść do rządu, czy też wymykać się na nocną naradę do domu prezesa Kaczyńskiego. Duda, który obiecywał, że będzie „prezydentem wszystkich Polaków”, najwyraźniej wykluczył z tej kategorii wyborców innych partii niż PiS. Postępowanie prezydenta przy okazji konfliktu wokół TK spotkało się nawet z reakcją Wydziału Prawa i Administracji UJ, którego Rada w specjalnej uchwale zaapelowała do swojego absolwenta o uszanowanie prawa i wolności obywatelskich. Ale i wcześniej prezydent, zamiast być rozjemcą, powodował sporne sytuacje, np. wyznaczając datę pierwszego posiedzenia Sejmu na dzień, w którym planowany był szczyt UE poświęcony uchodźcom. Tym sposobem na Malcie Polskę reprezentowały Czechy. Prezydent dotrzymał za to słowa i złożył w Sejmie projekt ustawy obniżającej wiek emerytalny. Jednak skutki jej wprowadzenia pojawią się już nie za jego prezydentury.
Polityka
51/52.2015
(3040) z dnia 15.12.2015;
Ludzie i wydarzenia. Kraj 2015;
s. 9
Reklama