Podatek od bankowych aktywów jeszcze nie wszedł w życie, a już mamy jego pierwszą ofiarę. To SKOK Kujawiak z Włocławka. Od początku grudnia bezskutecznie czekał na jakikolwiek bank, który przygarnąłby go pod swoje skrzydła. Jednak teraz banki liczą, ile stracą na nowych obciążeniach, więc Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) nie znalazła żadnego chętnego i musiała wystąpić w ubiegłym tygodniu o upadek tej kasy. W ten sposób Kujawiak dołączył do Wspólnoty i Wołomina, które zbankrutowały w poprzednich latach. Oszczędzający w Kujawiaku dostaną zwrot do równowartości 100 tys. euro ze środków Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, czyli tak naprawdę z kieszeni klientów banków. Można się tylko pocieszać, że tym razem koszty bankructwa będą dużo mniejsze, bo we włocławskiej SKOK było niespełna 190 mln zł depozytów, podczas gdy wołomińska miała ponad 2,5 mld, a Wspólnota prawie 900 mln.
W sumie Bankowy Fundusz Gwarancyjny wydał na porządki po SKOK już prawie 3,5 mld zł. Do niedawna wydawało się, że kolejnych bankructw uda się uniknąć, a chore kasy będą przejmowane przez banki, też zresztą wspierane w tym celu przez BFG. Jednak takie przejęcia i tak byłyby tańsze dla nas wszystkich niż zwykłe bankructwo. W ten sposób udało się dotąd rozwiązać problemy klientów trzech SKOK. Kasa im. św. Jana z Kęt została wchłonięta przez Alior, Pekao SA uratował SKOK Kopernik, a PKO BP przejął SKOK Wesoła. Jednak teraz trudno uwierzyć, żeby banki chciały dalej przejmować kontrolę nad chorymi kasami.
Tymczasem kolejna czeka właśnie na ratunek. To SKOK im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego o podobnej wielkości co upadły Kujawiak. Jeśli do 18 stycznia KNF nie znajdzie chętnego banku, pewnie i ta kasa zbankrutuje, a BFG będzie musiał znaleźć kolejne prawie 200 mln zł dla klientów, którzy zaufali SKOK z siedzibą we Wrześni.