Nowoczesna w jednym z pomiarów znalazła się na prowadzeniu z poparciem 30 proc. i prawie dwukrotną przewagą nad Platformą, a w innym była dopiero trzecia za PiS i PO z wynikiem zaledwie 13 proc. Biedzą się nad tymi wynikami socjologowie, politycy, dziennikarze i wszyscy, którzy interesują się polityką – bo jak można zrozumieć sytuację, w której jednego dnia PiS spada na drugie miejsce z poparciem 27 proc., a kilka dni później może liczyć na niemal 40 proc. i polepszenie wyniku z październikowych wyborów?
Obraz badań z początku przedstawia się następująco. Notowania PiS wahały się od 27 proc. (IBRiS) do 39 proc. (CBOS). Według większości badań partia prowadziła, ale w sondażu IBRiS z 8 stycznia o 3 pkt proc. wyprzedziła ją Nowoczesna (30 proc.). Także notowania partii Ryszarda Petru były rozbieżne – w TNS z końca stycznia miała dwukrotnie niższe poparcie (13 proc.) niż dwa tygodnie wcześniej w IBRiS. W tym samym badaniu TNS Nowoczesną wyprzedziła PO (17 proc.). Z kolei notowania Platformy mieściły się w przedziale 13–21 proc., a ugrupowania Pawła Kukiza – od 5 do 11 proc. Poparcie dla mniejszych partii było stabilniejsze – po kilka procent ankietowanych popiera PSL, KORWiN, SLD/Zjednoczoną Lewicę i partię Razem.
Z wielu rozmów z przedstawicielami branży badawczej wynika jednak, że da się przynajmniej zidentyfikować źródła tego chaosu. Część z nich leży po stronie ośrodków badania opinii publicznej, część zawdzięczamy obecnej sytuacji politycznej.
Telefoniczne dokładniejsze?
Sondaże zawsze dają jedynie przybliżony obraz rzeczywistych preferencji. Pamiętajmy, że opierają się zazwyczaj na rozmowach z około tysiącem osób, z których udział w wyborach deklaruje ok.