Minister Antoni Macierewicz niezwykle uroczyście podpisał rozporządzenie w sprawie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego i powołał podkomisję, która zajmie się wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej. Zważywszy, że katastrofę najpierw miała badać komisja międzynarodowa, jako najbardziej obiektywna, potem komisja państwowa (tę sprawę musimy rozstrzygnąć w polskim gronie – głosił Jarosław Kaczyński), a stanęło ledwie na podkomisji, trudno uznać za sukces. Możliwe, że nawet powołanie tej podkomisji jest niezgodne z prawem lotniczym, ale jak wiadomo zgodnością z obowiązującym prawem obecna ekipa niezbyt się przejmuje.
Uroczystość była okazała głównie ze względu na wystąpienie samego ministra, niewątpliwie jej najmocniejszy punkt. Szef MON dramatycznie opowiadał, jak to poległych porzucono, potem z nich szydzono, naśmiewano się i wreszcie śledztwo oddano w obce ręce. Dopiero teraz prawda zostanie ustalona. Przewodniczący komisji dr inż. Wacław Berczyński, przedstawiany jako ten, który badał „dziesiątki katastrof lotnictwa wojskowego w USA” (choć nie udało się ustalić jakich), zapewniał, że będzie działał uczciwie i bez z góry przyjętej tezy, nie omieszkał jednak oskarżyć o fałszerstwa poprzedni zespół ekspertów.
Przy organizowaniu tak dużej i ważnej uroczystości nie obyło się bez wpadek. Zapowiedziano, że rzecz odbędzie się w obecności rodzin ofiar, ale były tylko trzy osoby – panie Ewa Błasik i Ewa Kochanowska oraz pan Andrzej Melak. Do innych rodzin zaproszenia nie dotarły. Wiceminister obrony Bartosz Kownacki wyjaśniał, że nie wszystkie adresy udało się ustalić, były też osoby, które akurat nie odbierały telefonu, co trudno uznać za usprawiedliwienie poważne, gdy idzie o sprawę takiej wagi.