Kraj

Stażysta Kajetan P.

Kajetan P. był stażystą w „Polityce”

Poszukiwany Kajetan Poznański Poszukiwany Kajetan Poznański Materiały Policji
Najpierw dowiedzieliśmy się o zbrodni, jaka zdarza się podobno raz na sto lat. Potem zdaliśmy sobie sprawę, że podejrzany Kajetan P. był na stażu w redakcji „Polityki”.

5 lipca miał zapaść wyrok w głośnej sprawie Kajetana P., oskarżonego o zamordowanie nauczycielki języka włoskiego. Wyroku nie będzie, sędziowie zdecydowali o wznowieniu przewodu sądowego. Przypominamy artykuł, który ukazał się w „Polityce” w lutym 2016 r.

Głowa była spakowana w plecaku, ciało osobno, w torbie, podpalone. Był 3 lutego 2016 r. Czwartek, dzień banalny jak wszystkie inne. Choć Kajetan P., podejrzewany o zamordowanie kobiety i rozczłonkowanie zwłok, aspirował do niezwykłości. Urodzony w tzw. dobrym domu – drugie dziecko architekta i pani prokurator. Brukowe gazety wyszperały już i opisały obrazowo: jak dorastał wśród akt spraw przynoszonych przez matkę do domu, wśród opisów makabrycznych przestępstw. Szykowany na obywatela świata – bo rodzice inwestowali w jego angielski, łacinę, hiszpański, niemiecki – skrzętnie zaliczał egzaminy, aby potem w wysyłanych do różnych gazet (także naszej) curriculum vitae kodować sukces literkami: C1, B2, B1, A2. Próbował sił w konkursach poetyckich, a wakacje spędzał na samotnych podróżach – Maroko, Hiszpania.

Ciągnęło go do mediów. Był gotowy pracować nawet za darmo. Albo na przedłużających się stażach – tylko po to, żeby mieć odbiorców. Ale wszędzie zaczepiał się na krótko. Wydawał się zmęczony koniecznością przekonywania współpracowników do swoich racji. Był niespełna miesiąc w „Gazecie Studenckiej”, w „Res Publice Nowej” dwa miesiące. Pracował też w studenckim piśmie „PDF”. Najdłużej, bo ponad dwa lata, był związany z serwisem internetowym, w którym redagował i robił korektę tekstów. Ale w pewnym momencie zniechęcił się i do internetu. Po epizodzie w architektonicznej firmie swojego ojca znalazł pracę jako kelner.

Tuż przed oddaniem do druku tego wydania gazety przypomnieliśmy sobie o pobycie P. w POLITYCE. Co roku przewija się przez redakcję przynajmniej kilkunastu stażystów. Na podstawie złożonych w redakcji CV zapraszamy osoby z odpowiednim uniwersyteckim przygotowaniem, które już się zajmują lub chcą się zajmować dziennikarstwem, na miesięczne lub dłuższe praktyki. Kajetan P. przyszedł na taki staż w lipcu 2013 r., po rozmowach z wicenaczelnym i szefem działu kultury. Do warunków pasował idealnie: studia z filologii klasycznej na UW, licencjat z dziennikarstwa, praktyczne doświadczenia na koncie.

W dziale kultury zaproponował trzy konspekty tekstów. Wydawały się bardzo przemyślane od strony zawartości, choć raczej monotonne pod względem tematyki – uznaliśmy je wtedy za wyraz szczególnych zainteresowań, a poglądy za dość osobliwe. W końcu wszystkie trzy konspekty na różne sposoby odnosiły się do historii kanibalizmu. Postać Hannibala Lectera (bohater popkultury zjadający ludzkie ciała) wydała nam się tematem wyeksploatowanym, tekst o szeroko komentowanym serialu „Hannibal” już mieliśmy. Nie przyjęliśmy żadnej z propozycji, a praktykant przeniósł się do działu społecznego, gdzie napisał dwa nieprzyjęte do druku teksty.

Ci, którzy go poznali, podkreślają dziś, że był inteligentny, ale miał kłopoty w relacjach międzyludzkich. W jednym z dwóch tekstów, jakie przedłożył do druku, tego nie widać. Pisze o muzułmanach w Polsce – relacjonując, jak pojechał do Kruszynian spotkać się z Tatarami – w tekście widać oczarowanie ludźmi i ich kulturą, siłą mężczyzn i oddaniem kobiet. Uczciwymi relacjami. „Umiar i skromność, tak jak to widziałem w Maroku” – porównuje. Drugi zgłoszony tekst mówił o erotykach w poezji.

W redakcji mało kto sobie młodego (wówczas 23 lata) i ambitnego człowieka przypomina – przychodził albo nie przez parę tygodni, w końcu zniknął, zniechęcony, że jego artykuły się nie ukazują. Konspekty, dziś odnalezione – i opublikowane obok – składamy też na policji dla dobra toczącego się postępowania. Może będą pomocne w budowaniu portretu psychologicznego podejrzanego.

P. wrócił do tego, co mu się udawało, czyli do nauki języków, samotnych podroży i ćwiczeń fizycznych. Dalej studiował filologię klasyczną, aby, jak sam to określał, dopełnić swoją edukację. Uczył się też starogreki i łaciny. Podkreślał, że wyrabiają w nim dyscyplinę i umiejętność logicznego myślenia. Na Twitterze pisał o książkach, które kochał i – aby być bliżej nich i mieć więcej czasu na przemyślenia – znalazł pracę w dzielnicowej bibliotece na warszawskiej Woli. Po godzinach, oprócz czytania o filozofii i działaniu ludzkiego mózgu, pisał wiersze, m.in. o Hannibalu Lecterze.

Zbrodnia, którą przypisuje mu prokuratura, jest dziwna z wielu powodów. Weźmy to: niełatwo spalić ciało. Trzeba czasu i temperatury nawet powyżej 1,2 tys. stopni. Ryzykowne byłoby więc zakładać, że ciało spłonie przed powrotem do domu kolegów, z którymi wynajmuje się mieszkanie. Irracjonalne wydawało się też oddzielanie korpusu i głowy, upychanych w torbie i plecaku. Wreszcie, co powtarzają pytani o opinię strażacy, wybór godziny spalenia. Podpalacz wybiera noc – trzecią albo czwartą nad ranem, kiedy ludzie śpią najgłębiej. A P. miał zdaniem śledczych podpalić upchnięty w torbie tułów ofiary przed piętnastą.

Takiej zbrodni nie było jeszcze w historii polskiej kryminalistyki – uważa psychiatra dr Jerzy Pobocha. Morderca dotąd nigdy nie przewoził zwłok do własnego mieszkania. Nie robił tego w biały dzień, podsuwając stróżom prawa dowody własnej winy. Dr Pobocha sugeruje, że w ten sposób sprawca mógł chcieć pokazać, że zrobił coś niezwykłego i obok zostawić wizytówkę.

Dlaczego wybrał na ofiarę 30-latkę z Radomia, która jak on szukała szczęścia w Warszawie (skończyła historię sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, potem – już w stolicy – lingwistykę stosowaną)? Nie wiemy, ale zarabiała korepetycjami z włoskiego – języka, którego chciał się nauczyć ambitny Poznański.

***

Konspekty tekstów złożone przez Kajetana P. w ramach stażu w dziale kultury „Polityki” w lipcu 2013 r. (przekazane już policji)

Artykuł I

Temat/tytuł: Słynni smakosze – między Rzymem a Hannibalem Lecterem
Lead: Widzę wokół przesyt audycji, programów oraz poradników kulinarnych – chaos informacyjny jak wszędzie. I co robię? Odwracam się na pięcie i nadstawiam podniebienie ku prawdziwym klasykom dziedziny. Zapraszam w krótką podróż po historii.

1. O Apicjuszu (I w.):
– o tym, że roztrwonił sto milionów sesterców na rozkosze stołu. Gdy zorientował się, że pozostała mu „skromna” kwota 10 mln, popełnił samobójstwo;
– o jego ficcatum, czyli tuczonych figami gęsiach – przodku dzisiejszego fois gras;
– o jego rybie, którą dosłownie d u s i ł o s i ę w marynacie;
– o jego jagnięcinie, wymyślnie faszerowanej i wydrążanej na kształt fletu.

2. O Brillant-Savarinie (XVIII/XIX w.):
– że napisał słynną „Fizjologię smaku”, podręcznik sztuki kulinarnej;
– „natura dała człowiekowi kły dla rozrywania mięsa”;
– w ogóle o jego pozytywnym stosunku do mięsa.

3. O Hannibalu Lecterze (XXI w.):
– o jego wystawnych ucztach, gdzie przestrzega gości o braku czegokolwiek wegetariańskiego na stole;
– o tym, że warto zaczerpnąć przepisy z nowego serialu, mówię m.in. o móżdżkach w parmezanie;
– o tym, że surowcami jego dań są często ludzie;
– refleksja: czy to nie zabawne, że ktoś patroszy nas, którzy patroszymy inne zwierzęta? Gdybyśmy pominęli chrześcijańską doktrynę, jaka jest moralna różnica między zjedzeniem kurczaka a człowieka? Żadna.

Artykuł II

Temat/tytuł: Jak być dobrym mięsożercą?
Lead: Hej, mięsożercy! Czy nie powinniśmy choć raz w życiu zabić swego obiadu, aby być ze sobą w moralnej zgodzie? Chodzimy do schludnych sklepów i nie wiemy nic o brudnej robocie, którą należało wcześniej wykonać, a wegetarianie nie przestają wytaczać przeciw nam ciężkich dział!

I: Moralność mięsożercy.
– Czy nawet zarżnięcie świniaka to nie za mało?
– A może powinniśmy wręcz u p o l o w a ć swój obiad? „Mam do tego prawo, skoro sam to upolowałem”.
– Więcej: może powinien polować w taki sposób, aby dawać zwierzynie jak największą szansę obrony, a więc traktować to jak w a l k ę możliwie fair-play? Czyli nie „strzelam z ambony do sarny”, tylko „strzelam CO NAJMNIEJ z łuku”.

II: Dzielność polującego.
– Czy nie jest fajnie i męsko pójść do lasu z łukiem czy dzidą i upolować sobie obiad? Wolę to niż iść do mięsnego, gdzie panie podają mi gotowy wyrób.
– Gdyby człowiek potrafił sobie coś upolować, nie byłoby bezdomnych.
– Jeżeli umiesz polować, nie zginiesz z głodu. Natomiast nie starczy ci czasu, aby zasadzić pomidory.

III: Nagroda polującego.
– A kiedy już upoluję, wtedy „hulaj, dusza!”. Mam i moralne prawo sięgać po najbardziej wymyślne i ekstrawaganckie przepisy, choćby te rzymskie, autorstwa Apicjusza:
– jego jagnięcinę, wymyślnie faszerowaną i wydrążaną na kształt fletu;
– czy jego ficcatum – przodka dzisiejszego fois gras.

Artykuł III

Temat/tytuł: Słowo o kanibalizmie
Lead: Dobiegł końca pierwszy sezon „Hannibala”, ale nie pozostawił mnie bez cennych refleksji. Mianowicie: cóż jest takiego złego w zjedzeniu ludzkiego mięsa? Uwaga! Mylą się ci, którzy łączą kanibalizm wyłącznie z dzikimi plemionami z Afryki czy innych Papui. Europa ma tu swoje trzy słowa! I ja się właśnie nimi usprawiedliwię.

1. Starożytność:
– o mitycznych podaniach;
– parę faktów z życia ludów barbarzyńskich;
– słowo o kanibalizmie w „Tytusie Andronikusie” Szekspira.

2. Włoskie średniowiecze:
– o wojnach i konfliktach rozrywających ówczesne Włochy (gibelini vs gwelfowie);
– o prawie vendetty, w ramach którego pożerano nieraz serce czy wątrobę zabitego przeciwnika;
– o kanibalskich aktach rozszalałego tłumu.

3. Hannibal Lecter:
– o tym, dlaczego Lecter konsumuje swe ofiary: Aby okazać im pogardę;
– refleksja: czy to nie zabawne, że ktoś patroszy nas, którzy patroszymy inne zwierzęta? Gdybyśmy pominęli chrześcijańską doktrynę, jaka jest moralna różnica między zjedzeniem kurczaka a człowieka? Żadna.

Polityka 8.2016 (3047) z dnia 16.02.2016; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 5
Oryginalny tytuł tekstu: "Stażysta Kajetan P."
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną