Jakkolwiek ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, polska deklaracja została przyjęta przez Amerykanów z zainteresowaniem, a misja od pewnego czasu jest w fazie planowania logistycznego. Wiadomo, że nad Irakiem i być może Syrią miałyby latać cztery samoloty z 32. Bazy Lotniczej w Łasku, wyposażone w zasobniki rozpoznawcze DB-110, których Polska kupiła siedem sztuk.
Podwieszane pod kadłubem samolotu urządzenia wykonują zdjęcia w paśmie widzialnym i podczerwieni z odległości nawet 70 km. Mają je tylko piloci z Łasku, szkoleni specjalnie do misji rozpoznawczych. U nas latają bardzo często. Gdzie? „Tam, gdzie trzeba” – mówi były oficer Sił Powietrznych, blisko związany z bazą. Co ciekawe, takie loty odbywają się nie tylko na potrzeby wojska.
Jeśli „efy” rzeczywiście polecą na Bliski Wschód, będzie to przełom. Nie tylko dla Polski, która przez ostatnie lata – zgodnie z ogłoszoną w 2013 r. Doktryną Komorowskiego – unikała znaczącego zbrojnego zaangażowania w odległych miejscach świata. Kupione w 2003 r. samoloty F-16 za granicą uczestniczyły do tej pory jedynie w ćwiczeniach. Nie wysłano ich nawet do sojuszniczej osłony krajów nadbałtyckich w ramach NATO Baltic Air Policing.
Teraz miałyby uczestniczyć w działaniach bojowych – co prawda nie związanych z bombardowaniem – w najpoważniejszym z trwających obecnie konfliktów. Polskie samoloty miałyby dostarczać dane o celach i skutkach koalicyjnych nalotów. Zasobnik DB-110 umożliwia przesyłanie zdjęć do stacji naziemnej natychmiastowo, ale wtedy Polacy musieliby taką stację – a mamy je dwie – zabrać ze sobą. To oczywiście podraża misję i zwiększa ryzyko.