Urodzony i ukształtowany w Mławie Marek Więcławski na 86 kilometrze za Moskwą pierwszy raz w życiu zetknął się z wielką polityką. Wielka polityka, w postaci posterunku transportników (odpowiednicy naszej inspekcji transportu drogowego), uznała, że Marek Więcławski ma kłopoty, a nawet stwarza kłopoty, bo porusza się tirem bez ważnego zezwolenia. Jednym słowem, uznać można nawet, że na skrzyżowaniu dróg A108 i M5 znalazł się w sposób nielegalny, a na to są sierioznyje zakony, czyli paragrafy. Co prawda dzień wcześniej koledzy tych samych transportników wpuścili go na teren Federacji Rosyjskiej. Ale wczoraj było wczoraj, a zresztą za moskiewską obłaścią to oni rządzą i właśnie go zatrzymują.
Nowe przepisy
Prawda jest taka, że nie był to jeszcze moment, w którym pan Marek zdał sobie sprawę, że ma kłopoty. Jako człowiek z zasadami, języka rosyjskiego nie pojął i nie przyswoił nie tylko w czasie edukacji w szkole, ale również później, w czasie 18-letniej kariery w charakterze kierowcy stale jeżdżącego do Rosji. W tym momencie należy koniecznie dodać, że zrządzeniem losu kierowcą drugiego tira był Wiesław Suchowiecki, który w kwestii językowej nie miał tylu zahamowań i ograniczeń. Po nerwowej wymianie zdań do kabin obydwu polskich ciężarówek wdrapali się transportnicy i powieźli ich na 119 kilometr, a stamtąd jeszcze na drogę P115, by po 10 km kazać im zaparkować na uboczu składowiska złomu. I tak w piątek 29 stycznia 2016 r., o godzinie 12.30 czasu moskiewskiego, zaczęło się ich nieoficjalne aresztowanie. Nieoficjalne, bo w sumie nikt ich nie pilnował. Ale wiadomo, że w Rosji strach jest najlepszym strażnikiem. A zakładnik najlepszym wyjściem do poszerzania pola negocjacyjnego.