Jeszcze przed rokiem wydawało się, że Annie Marii Anders bliżej do PO niż PiS – publicznie przyznawała, że to w Platformie ma więcej znajomych niż w partii Jarosława Kaczyńskiego. Chodziło przede wszystkim o posłankę Lidię Krajewską, wieloletnią przyjaciółkę, i Pawła Zalewskiego, byłego europosła tej partii, z którymi Anders zasiadała w zarządzie fundacji im. gen. Władysława Andersa.
Kilka dni temu Krajewska powiedziała „Gazecie Wyborczej”, że o pomyśle startu Anders w jesiennych wyborach dowiedziała się przypadkiem, z gazety, co było dla niej ogromnym zaskoczeniem.
Matka Anders, nieżyjąca od pięciu lat Irena, była członkinią komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego przed pięcioma laty, sama Anna też wspierała tę kampanię. Przed zeszłorocznymi wyborami prezydenckimi wysłała z kolei do niego list, w którym napisała, że teraz w Polsce to prezydent Bronisław Komorowski stoi na straży idei, które reprezentował jej ojciec.
Podobno Anders sondowała środowisko PO, czy znalazłoby się dla niej miejsce na liście, tyle że propozycja nie padła. Według informacji „Gazety Wyborczej” to Ryszard Czarnecki przekonał Jarosława Kaczyńskiego do pomysłu wystawienia Anders pod szyldem PiS (żona jej współpracownika w Polsce pracuje w biurze poselskim Czarneckiego).
„Spotkałam się z zarzutem, że przeszłam z PO do PiS, ale to jest kompletną bzdurą. To, że byłam w pierwszych rzędach na uroczystościach państwowych w otoczeniu polityków PO, wynikało z faktu, że jestem córką generała Władysława Andersa, a nie z moich sympatii partyjnych. Program PiS najbardziej mi pasuje” – mówiła w wywiadzie dla Wirtualnej Polski przed wyborami. Przyznała, że do startu w barwach PiS ostatecznie miało przekonać ją wystąpienie inauguracyjne prezydenta Andrzeja Dudy.