Składał się on z czterech zwrotek czterowersowych i refrenu. Pierwsza z nich (z refrenem) brzmi tak:
„Boże! coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały,
Pod twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego króla zachowaj nam, Panie!”.
Konstytucyjnym władcą Królestwa Polskiego był wtedy Aleksander I z dynastii Romanowów, toteż nie wnikając w skomplikowane detale prawne, śpiewano najczęściej:
„Naszego cara zachowaj nam, Panie!”
Pieśń wzorowana na „God save the King” była tak popularna, iż powstańcy listopadowi zmienili tylko dwie zwrotki na nowe, pióra Antoniego Góreckiego, no i oczywiście refren, który brzmiał teraz:
„My niesiem modły przed Twoje ołtarze,
Zostaw nas, Panie, przy wolności darze”.
W dalszych przeróbkach wrócono niemal do Felińskiego, tylko zamiast króla miejsce zajęła ojczyzna, a zachowanie – przywrócenie:
„Naszą ojczyznę racz nam wrócić, Panie!”,
skąd już niedaleko do utrwalonego w tradycji narodowej i tłumaczeniach na obce języki:
„Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”
Oczywiście zdarzali się prześmiewcy. „Boże coś Polskę!... modlą się do cudu...” kpił Gustaw Daniłowski, niemniej jednak pieśń osiągnęła na przełomie XIX i XX wieku rangę omalże hymnu narodowego, do którego zresztą pretendowała najzupełniej oficjalnie (obok Mazurka Dąbrowskiego, Roty i Warszawianki) po 1918 r. Drobny kłopot – ojczyzna była już wolna.