Dobra zmiana zgubiła się w lesie
Minister środowiska nie potrafi rozstrzygnąć, ile ciąć w Puszczy Białowieskiej
Miał być precyzyjny plan ratunkowy dla najcenniejszego europejskiego lasu, jest zagadkowa deklaracja. Minister Jan Szyszko ogłosił w Białowieży, że podzieli lasy gospodarcze Puszczy Białowieskiej na trzy części: w dwóch leśnicy będą piłami i siekierami hamować proces destrukcji i chronić gatunki, w jednej trzeciej natura będzie musiała z trudem wiązać koniec z końcem bez udziału człowieka.
To minister środowiska decyduje, co się w Puszczy będzie działo, bo to on nadzoruje wszystkie instytucje, które Puszczę chronią i tną. Po polskiej stronie Puszcza ma 60 tys. ha, z czego park narodowy to tylko 10 tys. ha. Pozostałymi 50 tys. ha w formie tzw. lasów gospodarczych zawiadują Lasy Państwowe. Kilkanaście tysięcy hektarów ich domeny stanowią rezerwaty, wyręb w nich jest zabroniony. Czy to owa jedna trzecia, już i tak zabezpieczona ochroną rezerwatową, nie będzie poddana cięciom? Gdyby tak to miało wyglądać, to plan Szyszki żadną nowością albo kompromisem nie jest, to zwykłe zawracanie głowy.
Brak klarownej decyzji nie dziwi. Na obronę ministra Jana Szyszki trzeba przyznać, że nie ma takiego mądrego, który wie, co w Puszczy robić, albo czy w ogóle zaniechać jakichkolwiek działań. Nikt nie potrafi przewidzieć, jakie gatunki drzew będą dominowały w Puszczy już za kilka dekad. Puszcza powstała po ostatnim zlodowaceniu i przez kilkanaście tysięcy lat wielokrotnie naturalnie się zmieniała.
Ekolodzy domagają się, by i teraz pozwolić działać wyłącznie naturze. Natomiast leśnicy nie potrafią sobie wyobrazić, że można pozwolić wymrzeć starym drzewom i nie próbować ratować Puszczy, jaką znamy. Choć sami przyznają, że Puszcza w obecnym kształcie, w tym z dużą liczbą świerków, to wynik m.in. ochłodzenia w XIX w.