Kraj

Spadkobiercy Doktora Jana

Co czeka imperium Kulczyków

Sebastian Kulczyk ma wykształcenie muzyczne i ekonomiczne. Sebastian Kulczyk ma wykształcenie muzyczne i ekonomiczne. Marcin Kaliński / PAP
Dominika i Sebastian Kulczykowie, wraz z fortuną wartą 16 mld zł, odziedziczyli po ojcu także spore kłopoty. CBA i prokuratura szukają dowodów, że przejęciu Ciechu przez Doktora Jana towarzyszyła korupcja. Wizycie agentów CBA w siedzibie Kulczyk Holding towarzyszyła ekipa TV Republika.
Dominika Kulczyk jest dyplomowanym sinologiem i politologiem.Jakub Kaczmarczyk/PAP Dominika Kulczyk jest dyplomowanym sinologiem i politologiem.

Artykuł w wersji audio

Gdyby dowody znaleziono, byłoby to ostateczne potwierdzenie degrengolady biznesowo-politycznych elit III RP. Na razie ich nie ma, więc według logiki nowej władzy, na pewno zostały zniszczone. Złodziejską prywatyzację sugeruje raport NIK. A właśnie wydana książka, autorstwa kelnera nielegalnie podsłuchującego rozmowy Jana Kulczyka, wręcz – zdaniem tegoż kelnera – dowodów dostarcza. To wystarczy, żeby Prawo i Sprawiedliwość ścigało Kulczyka nawet po śmierci. Powtarza scenariusz z epoki swoich pierwszych rządów, bo za pierwszym razem się nie udało. Wtedy Jan Kulczyk sprzedał swoje udziały w PKN Orlen i przeniósł biznes za granicę. Potem wrócił i dzięki temu kłopoty najbogatszych Polaków emocjonują nas jeszcze raz. Tym razem chodzi o odzyskanie Ciechu i wiatraki.

Może dałoby się transakcję unieważnić i wielka firma chemiczna wróciłaby w ręce ministra skarbu – spekulują politycy. Świetnie nadawałaby się na narodowego czempiona. Niepokoi ich, że – w przeciwnym razie – Ciech może zostać przez spadkobierców sprzedany. W najgorszej wersji – Rosjanom, którzy przecież już próbowali przejąć nasze Azoty. Jan Kulczyk wszystkie wielkie firmy, które korzystnie od państwa odkupił, w końcu sprzedał w obce ręce i godziwie na tym zarobił. Dlaczego jego dzieci miałyby postępować inaczej?

Zwłaszcza że już we wrześniu, niedługo po śmierci ojca (zmarł w lipcu 2015 r.), Sebastian i Dominika musieli podjąć najważniejszą biznesową decyzję. Zmieni ona radykalnie kształt odziedziczonego imperium, także jego wielkość, a nawet model prowadzonego przez Doktora Jana biznesu. Może się nawet okaże, że po imperium zostaną już tylko pieniądze.

Ta decyzja została niejako wymuszona przez globalizację. Światowy lider w produkcji piwa, czyli belgijski AB InBev, postanowił wchłonąć numer 2, czyli SAB Miller. Częścią tego ostatniego jest polska Kompania Piwowarska. Wcześniej – Browary Wielkopolskie, sprywatyzowane przez Doktora.

To najlepszy biznes Jana Kulczyka, choć złotych strzałów miał na koncie kilka. Tanio kupione od państwa Browary Wielkopolskie (Tyskie, Lech, a także Żubr), które obiecał ministrowi skarbu Wiesławowi Kaczmarkowi wprowadzić na giełdę, Kulczyk zrestrukturyzował i po kilkunastu latach Kompanię Piwowarską sprzedał globalnemu koncernowi SAB Miller, stając się posiadaczem 3 proc. jego akcji. Ich wartość stanowi obecnie o wielkości majątku rodziny. Teraz dzieci musiały zdecydować, czy nadal trzymać papiery, czy też wziąć za nie dobrą cenę, około 3 mld euro.

Co by zrobił ojciec? Chyba by sprzedał, bo tak wysoka cena później może się już okazać nie do osiągnięcia. No to sprzedajemy – postanowili oboje. Testament nakazuje im wszystkie biznesowe decyzje podejmować wspólnie i jednogłośnie. Transakcja wymaga zgody urzędów antymonopolowych wielu krajów, ma być sfinalizowana do jesieni. Potem imperium Kulczyka będzie już wyglądać zupełnie inaczej. Zadyma wokół Ciechu może zdecydować, że jego polska część się rozsypie.

Ciech, jak twierdzą w firmie, miał stać się beneficjentem tej transakcji. Zamienione na żywą gotówkę akcje SAB Miller pozwolą rozejrzeć się za firmami, które można by przejąć. Rodzeństwo Kulczyków zapewnia, że myśli o zrobieniu z chemicznej spółki narodowego czempiona. Tyle że z globalnymi ambicjami. Próbuje się wpisać w stylistykę partii rządzącej. Sebastian i Dominika mają zamiar szukać w naszym regionie Europy firm podobnie jak niegdyś Ciech zaniedbanych, z podobnym potencjałem wzrostu. Niekoniecznie chemicznych. Żeby je restrukturyzować, zwiększać ich wartość, a potem, być może, sprzedać.

Wykształceni i światowi

Bez uzyskania dowodów przekrętu odzyskanie Ciechu przez obecną ekipę może być trudne. Unieważnić przejęcia przez Kulczyka pakietu kontrolnego giełdowej w końcu spółki nie sposób. Zrobiłaby się międzynarodowa awantura. Na jego odkupienie zaś państwo musiałoby wyłożyć prawie 2 mld zł. Nawet gdyby dało radę, to właściciele muszą go chcieć sprzedać. Z firmy płyną jednak zapewnienia, że spadkobiercy nie mają takiego zamiaru. Może gęstniejąca atmosfera wokół holdingu ma ich skłonić do zmiany planów?

Na razie wizyta agentów CBA w warszawskiej siedzibie Kulczyk Holding nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Ciech jest własnością Kulczyk Chemistry, jednej ze spółek Kulczyk Investments, czyli czapki imperium Kulczyków. Ma siedzibę w Luksemburgu i tam też znajdują się wszystkie dokumenty. Także ten z podpisem Mateusza Morawieckiego, który potwierdza, że kierowany przez niego w 2015 r. BZ WBK pożyczył Kulczykowi na zakup pakietu kontrolnego pieniądze. Kulczyk zapłacił 600 mln zł. Bank musiał wcześniej dokładnie przyjrzeć się transakcji – podpowiadają w firmie.

Z prezesem KI, czyli Sebastianem Kulczykiem, też nie udało się agentom CBA porozmawiać, ponieważ mieszka w Londynie. Podobnie jak Dominika Kulczyk, wiceprezes rady nadzorczej. Oboje nie chcą stać się obiektem medialnej nagonki, a szczególnie próbują uchronić przed nią dzieci. Wolą, żeby, przez nikogo nierozpoznane, mogły się normalnie poruszać po ulicach. Jak dzieci wielu innych imigrantów, żeby nie powiedzieć – uchodźców. Domy w Londynie, podobnie jak we Francji, Szwajcarii czy na Sardynii, mają od dawna, kupione jeszcze przez ojca. Nie chcą jednak sprawiać wrażenia, że uciekli z Polski. Po prostu prowadzą interesy globalne, co w Londynie jest łatwiejsze. Mieszkają tam od dawna. Po sprzedaniu poznańskiego Starego Browaru do Londynu wyjechała także Grażyna Kulczyk.

Jan Kulczyk przeniósł swoje interesy za granicę za pierwszego rządu PiS. Już wtedy stał się czarnym bohaterem III RP i głównym „oskarżonym” komisji śledczej ds. Orlenu. Zarzucano mu, że mając mały pakiecik akcji koncernu paliwowego (zaledwie 8 proc.), w rzeczywistości dyktował rządowi, jak ma zarządzać całym sektorem, strategicznym dla naszego bezpieczeństwa energetycznego. Nowa ekipa czuła zapach zdrady. Szukała dowodów, że biznesmen próbował sprzedać gdańską rafinerię Lotos Rosjanom.

Zarzut uwiarygodniało jego sławne wiedeńskie spotkanie z rosyjskim dyplomatą, ale i funkcjonariuszem wywiadu Ałganowem. Mimo tak ciężkiego kalibru zarzutów komisja śledcza nie udowodniła niczego. Nie wiadomo, jak z tym Lotosem naprawdę było, ponieważ Jan Kulczyk usilnie namawiał ówczesnego premiera Leszka Millera do połączenia go z Orlenem i stworzenia wielkiego koncernu. Dzisiaj taki zamiar rozważa obecny minister skarbu, nie przywołując jednak autora pomysłu.

W tamtych czasach dzieci jeszcze nie były zaangażowane w interesy ojca. Dominika, obecnie 38-letnia, wychodząc za mąż w 2004 r., do nazwiska pierwszego kapitalisty III RP dopisała sobie arystokratyczne – Lubomirska. Pracowała dla matki w poznańskim Starym Browarze jako specjalistka od PR. Rodzice wcześniej pozwolili jej się wyszaleć, nie zaniedbując jednak starannego wykształcenia.

Przejawem szaleństwa był jej wyjazd na studia do Chin, gdzie mieszkała w akademiku z betonową podłogą i uszkodzonym – jak podkreślała w wywiadach – wentylatorem, który w każdej chwili mógł spaść jej na głowę. Żeby nie wypłakiwać się rodzicom, wyłączyła komórkę. Jej znajome zapamiętały to inaczej. Według nich wyjazd do Szanghaju i Pekinu podpowiedział ojciec. Uznał, że nadchodzą czasy, w których znajomość tego języka bardzo się przyda. Uważają też, że Dominika postawiła się ojcu tylko raz, gdy – po rozwodzie – zrezygnowała z używania nazwiska męża.

Oprócz mandaryńskiego, rosyjskiego, niemieckiego i angielskiego zna też japoński. Do dyplomu sinologa dodała politologa (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu). Ukończyła też kurs Strategicznej Filantropii w Rockefeller Foundation. Biznes nigdy jej nie pociągał. Kiedy przed kilkoma laty zaczęła pracować w firmie ojca, stała się jej „ludzką twarzą”. Zajmuje się społeczną odpowiedzialnością biznesu, akcjami charytatywnymi. Kiedy mówi o Green Cross, międzynarodowej fundacji, w której pomaga m.in. mieszkańcom Afryki, lubi porównywać ją do fundacji Melindy i Billa Gatesów. Nie unika popularności, uważając, że może zwiększać jej filantropijną skuteczność.

Trzy lata młodszy od siostry Sebastian, zanim trafił do firmy ojca, też się przecierał po świecie. W kraju skończył szkołę muzyczną, potem ekonomię na poznańskim UAM. W Nowym Jorku uczył się fotografii, a także praktykował w Sony BMG. Z kolei świat finansów poznawał w banku inwestycyjnym Lazard w Londynie. Kiedy ojciec ściągał go do firmy, w której Sebastian jest prezesem od 2014 r., syn miał już na koncie własne porażki. Niewypałem bowiem okazała się sieć internetowych kawiarni w Poznaniu. O jego samodzielnych sukcesach w dużym biznesie nie słychać. Wiadomo, że interesuje się nowoczesnymi technologiami. To ma być jedna z nóg, na których zamierza oprzeć rodzinne interesy. Strategii, jaki kształt nadać imperium ojca, spadkobiercy jeszcze nie opracowali.

Zmiana priorytetów

Sebastian nie jest podobny do ojca. Unika mediów. Odkąd został prezesem, udzielił tylko jednego wywiadu (dla „Forbesa”, tuż przed śmiercią ojca). Teraz zniknął. W Polsce interesy Kulczyków prowadzi Dominik Libicki, były prezes i twórca Cyfrowego Polsatu Zygmunta Solorza. Z Polsatu odszedł, ponieważ źle układały się jego stosunki z Tobiasem, synem Solorza, który formalnie przejął interesy po ojcu. W kręgach biznesowych ten transfer ocenia się jako doskonałe posunięcie Sebastiana. On, w przeciwieństwie do Tobiasa, dogaduje się z Libickim doskonale. Obu fascynuje świat nowoczesnych technologii.

Wątpliwości budzi to, czy nawet w duecie będą w stanie ogarnąć tak rozległe i różnorakie interesy Doktora Jana. Z Kulczyk Holding na razie wysyłane są tylko sygnały, że przedsięwzięcia oparte na wizjach i ułańskiej fantazji będą likwidowane. Ani Sebastian, ani tym bardziej Libicki nie przejmą afrykańskiej pałeczki. Wizja zarabiania w Afryce oparta była przecież na umiejętnym poruszaniu się w świecie, w którym o biznesowym powodzeniu decydują dobre relacje z miejscowymi politykami. Doktor był w tym niezastąpiony. Jego zamknięty w sobie, introwertyczny spadkobierca zamiast wizji woli chłodną analizę. Dodając do osobowości prezesa rekordowo niskie ceny ropy i gazu, które zniechęcają do poszukiwań surowców na Czarnym Lądzie, można przypuszczać, że Kulczyk Investments z Afryki się wycofa.

Tym bardziej że Jan, niezmordowany w roztaczaniu wizji, do ich realizacji potrzebował polityków nie tylko afrykańskich. Sebastian o ich względy nie zabiega. To przecież nie Kulczyk Investments miało budować w Afryce rafinerie i fabryki nawozów. Doktor – jak zwykle – wolał być głównie pośrednikiem. Usilnie próbował zarazić wizją wielkiego zarobku polskich polityków, to oni przecież decydują, czy na ekspansję odważą się kontrolowane przez państwo wielkie spółki. Nie zaraził, strach był za duży. Decyzja o odwrocie mogła zapaść jeszcze za jego życia. O wycofywaniu się z poszukiwań ropy i gazu także. Kolejny obszar aktywności ojca odchodzi wraz z nim do przeszłości.

Sebastian, przy pomocy Libickiego, swojej szansy może szukać gdzie indziej. W dziedzinie, w której dobrze czuje się on sam. Przed dwoma laty wyszukał i kupił nieznaną polską spółkę Fibaro. Tworzy systemy zarządzania inteligentnymi budynkami. Zdaniem Sebastiana Kulczyka ma potencjał, by szybko stać się firmą globalną, już obecnie sprzedaje systemy w wielu krajach. W połączeniu z nieruchomościami, w których Kulczyk Investments także jest obecny, może stać się główną częścią rodzinnego biznesu. Niewykluczone, że jedyną.

O tym, co się stanie z polskimi „nogami” holdingu Kulczyka (Ciech, Polenergia, Autostrada Wielkopolska, Serinus), znów bowiem zaczynają decydować politycy. Spadkobiercy wydają się mieć tu najmniej do gadania. Nic dziwnego, że wyjechali. Zeszli z linii strzału.

Pekaes rodzina zdążyła sprzedać. Niezagrożona, na razie, wydaje się Autostrada Wielkopolska. Z resztą firm w kraju same kłopoty. Kilkaset milionów złotych, które zainwestowali w giełdową Polenergię, raczej się już nie zwróci. Miała zarabiać na farmach wiatrowych, ale rząd Prawa i Sprawiedliwości nie lubi wiatraków. Nie chce prądu z wiatru. Alternatywne wobec węgla źródła energii go nie interesują. Straty prywatnych inwestorów, wynikające z gwałtownej zmiany polityki energetycznej, także. To ich zmartwienie. Biznesowe plany Polenergii biorą w łeb, jej rola w holdingu Kulczyków maleje.

Cień Ciechu

No i ten Ciech. Prywatyzacja Ciechu zainteresowała prokuraturę pod koniec rządów PO-PSL. Powodem stała się afera taśmowa, której najważniejszym biznesowym bohaterem okazał się Doktor Jan. Nagrano kilkanaście rozmów z jego udziałem, wszystkie w byłym gabinecie Jana Wejcherta w pałacyku Sobańskich. Jan Kulczyk w Warszawie nie miał już swojego biura, spotykał się w siedzibie Polskiej Rady Biznesu. Do restauracji Sowa i Przyjaciele nie chodził. Z przecieków wynikało, że najbardziej bulwersujące mają być rozmowy biznesmena z Pawłem Tamborskim, który – jako wiceminister skarbu – odpowiadał za transakcję prywatyzacji Ciechu. W podtekście – autorami przekrętu mogli być tylko oni.

Problem polega na tym, że analitycy rynków kapitałowych, którzy transakcję giełdowej firmy śledzili uważnie, śladu przekrętu dopatrzyć się nie mogą. Fakty są bowiem takie: Ciech został wprowadzony na giełdę w 2005 r. i od tego czasu nie może znaleźć inwestora strategicznego. Interesował się nim czeski biznesmen Zdenek Bakala, gotów zapłacić za akcję 20 zł. O przejęciu myślał Sołowow, ale deklarował nie więcej niż 24 zł. Kulczyk zapłacił 31 zł. Ciech, wyceniany wtedy na 1,6 mld zł, miał długi w wysokości 1,2 mld zł. W publicznym wezwaniu każdy mógł Kulczyka przebić. Gdzie miałby tkwić przekręt?

Z opublikowanego w grudniu 2015 r. raportu NIK wynikało jednak, że coś jest na rzeczy. Ciech i tak sprzedano za tanio. Półtora roku po przejęciu firmy przez Kulczyk Chemistry jej cena mocno wzrosła i sprzedający powinien był ten wzrost przewidzieć. Raport podpisał prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski, również nagrany. I to nie tylko w rozmowie z Kulczykiem, ale także z politykiem PSL Janem Burym, z którym rozmawiał o zatrudnieniu w Izbie jego protegowanego. Po ujawnieniu nagrań próbowano Kwiatkowskiego zmusić do dymisji, padały słowa o Trybunale Stanu. Teraz ucichły. Może ten polityczny kontekst nie ma znaczenia, a może odwrotnie?

Teorię przekrętu miałby potwierdzać kelner Konrad Lassota, który bezprawnie nagrywał m.in. Kulczyka. Nie czuje się przestępcą, lecz patriotą. Nagrywał, ponieważ nie mógł, jak twierdzi, wytrzymać bezkarności politycznych i biznesowych elit III RP. Właśnie ukazała się jego książka „Ośmiorniczki, czyli elita na widelcu”. Opowiada w niej, że widział, jak biznesmen pisze jakieś cyfry na serwetkach, które pokazuje Tamborskiemu (na migi, bo bał się podsłuchów), a potem drze i wrzuca do filiżanki. Kelner je odzyskał i rozszyfrował. Obaj panowie w taki sposób ustalili ostateczną cenę akcji za Ciech. Spotkanie z serwetkami odbywało się 24 kwietnia. Mamy dowód! Tyle tylko, że cena i inne warunki transakcji zostały podane do publicznej wiadomości półtora miesiąca wcześniej. Właścicielami wydawnictwa, które z łamiącego prawo usiłuje zrobić patriotę, są dwaj panowie związani z prawicowymi mediami, co – być może – nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

Atmosfera wokół polskiej części imperium Kulczyków gęstnieje. Ostatnia prywatyzacja Doktora Jana okazuje się największym kłopotem dla jego spadkobierców. Może się też okazać, że po wielkim biznesie zostaną już tylko wielkie pieniądze. Najbogatsi z kraju wyjadą, ale biednym się od tego nie poprawi.

Polityka 17.2016 (3056) z dnia 19.04.2016; Polityka; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Spadkobiercy Doktora Jana"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną