Kraj

Nowa konstytucja? A po co?

Tydzień w polityce według Paradowskiej

Kadry PiS próbują odczytywać intencje prezesa, ale czytających jest tak wielu, że powstaje chaos.

Minister finansów wysłał dość dziwny w treści i ekstrawagancki, gdy idzie o obyczaje, list do prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Dziwny, bowiem zasugerował, aby prezes przynajmniej do 13 maja nie zabierał publicznie głosu, gdyż jego wypowiedzi mogłyby wpłynąć na obniżenie ratingu Polski przez agencję Moody’s, co jest zdarzeniem raczej spodziewanym. Prezes Rzepliński akurat ostatnio specjalnie gadatliwy nie był, a więc intencja listu do końca jasna nie jest. Trudno przecież potraktować poważnie wypowiedzi niektórych polityków PiS, że to Rzepliński szkodzi Polsce i on osobiście za rating odpowiada. Chociaż niektórzy politycy PiS potrafią wypowiadać największe głupstwa z powagą i wielkim zaangażowaniem, taka operacja znalezienia winnego ma minimalne szanse powodzenia. Nawet wśród najwierniejszych wyborców PiS, z których większość być może nie wie (podobnie zresztą jak większość Polaków), czym owe ratingi w istocie są, a jeszcze niedawno przekonywano ich, że rating to nie taka ważna sprawa, gdy fundamenty gospodarki są zdrowe.Minister finansów pomylił adresatów. Gdyby napisał do prezydenta z sugestią przyjęcia ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów czy do pani premier, aby wydrukowała orzeczenie TK, co zresztą należy do ich konstytucyjnych obowiązków, kwestia Trybunału zostałaby natychmiast rozplątana. Może wtedy rating byłby uratowany. Może nawet w zagranicznych mediach pojawiłyby się pochlebne dla rządzących komentarze, a marsze opozycji straciłyby impet i policja nie musiałaby tak intensywnie trenować zadań z dzielenia, czyli przerabiania ponad 200 tys. ludzi w ledwie czterdzieści. Niestety, minister finansów wybrał drogę politycznej awantury, bo tylko tym pisanie takich listów może się skończyć.

Polityka 20.2016 (3059) z dnia 10.05.2016; Komentarze; s. 7
Oryginalny tytuł tekstu: "Nowa konstytucja? A po co?"
Reklama