Nagła uchwała parlamentu RP wzywająca rząd do „przeciwstawienia się wszelkim działaniom przeciwko suwerenności państwa” brzmi, jakby Polska znalazła się w obliczu wojny, a na Warszawę ciągnęły kolumny wrogich wojsk. Tymczasem to tylko unijny komisarz Timmermans zapowiedział, że Komisja Europejska opublikuje, z dawna zapowiadaną, krytyczną opinię o stanie praworządności w Polsce w związku z przedłużającym się kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Po tej zapowiedzi normalnie należałoby się spodziewać jakiejś akcji dyplomatycznej, wyjaśnień, listów czy zaproszeń, ale nie: pani premier Szydło bardzo nakrzyczała na Komisję, że Suwerenność, Naród, Godność i Nie pozwolimy na kolanach. Dostało się także polskiej targowicy.
Najciekawsze wszakże było uchwalenie głosami PiS i Kukiz’15, że przepisy o TK, które według samego TK, Sądu Najwyższego, Komisji Weneckiej, a także właśnie przyjętej opinii Komisji Europejskiej „mają negatywny wpływ na ochronę praw i wolności obywatelskich w Polsce”, „nie mają negatywnego wpływu na ochronę praw i wolności obywatelskich w Polsce”. Jak wy, że pada, to my, że nie pada; jak wy, że narusza, to my, że nie narusza; że ma zaprzysiąc, to my, że nie ma; że my gwałcimy?, to wy gwałcicie!
My ten styl pisowski już dość dobrze poznaliśmy, ale w Unii to jednak wciąż nowinka. Trudno sobie wyobrazić, żeby parlament jakiegoś kraju unijnego, Portugalii, Włoch czy Danii (które też z Komisją i innymi członkami Unii o to i owo się użerają) dramatycznie wzywał do obrony suwerenności Narodu przed atakiem z Europy. Słusznie zwrócił uwagę nasz doświadczony unijny urzędnik, że w UE twardo to się rozmawia za zamkniętymi drzwiami, a publicznie jest dyplomatycznie.