Szpital jest sparaliżowany z powodu strajku pielęgniarek. Ofiarą padają najbardziej bezbronne, ciężko chore dzieci. Protestujące żądają wyższych płac, ale także gwarancji, że na jedną pielęgniarkę nie będzie przypadać zbyt wielu pacjentów. Bo wtedy łatwo popełnić błąd, groźny dla ich zdrowia, a nawet życia. Pod tym względem jest jednak coraz gorzej, dla młodych zawód przestał być atrakcyjny, a siostry, które zostały, są coraz starsze.
Dyrekcja CZD postulatów spełnić nie jest w stanie, szpital jest zadłużony na ponad 300 mln zł. To, co może zaoferować protestującym, dalekie jest od ich oczekiwań. Minister Konstanty Radziwiłł, oburzony drastyczną formą protestu, uważa, że Ministerstwo Zdrowia, któremu podlega CZD, nie jest stroną konfliktu. Może go rozwiązać tylko dialog między dyrekcją CZD a protestującymi pielęgniarkami, w tym celu resort zaoferował pomoc mediatora. Czym pielęgniarki rozwścieczył, potraktowały to jak kpinę. Jeszcze bardziej zapiekły się w proteście.
Rozpaczliwych strajków pielęgniarek było już wiele. Kilka razy nawet organizowały pod Kancelarią Premiera białe miasteczka, po których miało być lepiej, ale jakoś nie było. Kolejnym rządom brakowało zarówno pieniędzy, jak i odwagi, by powiedzieć wyborcom, że za leczenie musimy płacić więcej. Wszyscy, rolnicy także. Wyborcy takich rzeczy słuchać jednak nie lubią. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości zapewniali nas przed ostatnimi wyborami, że o trudnościach budżetu już słuchać nawet nie będziemy musieli. Takie ograniczenie nie istnieje. „Nie wierzcie w to, że się nie da” – zapewniał kandydat na prezydenta. „Da się, wystarczy tylko dobrze rządzić” – dodawała kandydatka na premiera.