Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nasze Ajnsztajny

Burza z piorunami, które waliły w Wigry, przeszła nad moją wioską.

Wielka topola runęła, a piramida z gałęzi zatarasowała piaszczystą drogę. Trzy traktory stanęły, bo ani się ruszyć. Najmłodszy z wioski Pawełek, Ajnsztajnem zwany, przez pole kartoflane popruł. – Co mi tam burza, co mi topola, cały świat przede mną i nic mnie nie zatrzyma. Wolny jestem, wolny! Tak krzycząc, gniótł ziemniaczane zagony, oderwał kawałek betonu od elektrycznego słupa, aż wreszcie za górką zniknął. A mnie zazdrość wzięła, że tak nie potrafię. Wątpliwości zawsze mam jakieś, bo czy to wypada przez podwórko sąsiada przejechać i płot mu zrujnować? Jasne, nie wypada. A Pawełek krzyknąłby pewnie: – Nowy sobie zbudujesz, piękniejszy. Deski dostaniesz z Puszczy Białowieskiej. A jakbyś chciał 100 tys. wojskowych sucharów rozdawać podczas Światowych Dni Młodzieży, to wpadnij do mnie wieczorem.

Tak, trzeba mieć wizję. Jak Antoni Macierewicz. No bo komu by przyszło do głowy, aby z okazji wizyty papieża Franciszka urządzić na polskich polach rekonstrukcję krwawej łaźni pod Wiedniem z 1683 r.? Ojcu świętemu, który mówi, że każdy uchodźca może być „mostem łączącym odległe narody, kultury i religie”, przypomnieć zwycięstwo chrześcijańskich hufców nad czambułami tureckich islamistów? A wszystko dlatego – jak pisze w ulotce MON – by pokazać pielgrzymom, że Wojsko Polskie to „wielopokoleniowy orędownik służby wartościom chrześcijańskim”. Do tego ministerstwo dorzuci osiemset egzemplarzy „Pana Tadeusza” po angielsku i francusku. Chyba po to, aby wszyscy się dowiedzieli, jak było w Polsce prawie 200 lat temu: „Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza, że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza”. Trudno, choć Mickiewicz przewidział powstanie warszawskie („a imię jego będzie czterdzieści i cztery”), to PiS przewidzieć nie dał rady.

Nie ma co trzymać się kurczowo spleśniałych faktów ostatnich 27 lat – mówi rząd. – Idźmy za swobodną myślą prezesa o jego zwycięstwach. Może kiedyś dowiemy się nawet nad kim. Zręby tej wiedzy już się pojawiają. Dowodzi tego wystawa otwarta kilka dni temu w Bundestagu „Polacy i Niemcy. Historie dialogu” z okazji ćwierćwiecza Traktatu o dobrym sąsiedztwie. Ktoś etycznie kaleki, żeby nie powiedzieć podły, wydał polecenie, by z ekspozycji usunąć Lecha Wałęsę, a wstawić Lecha Kaczyńskiego i Beatę Szydło. Współtwórca wystawy, dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro, wyjaśnił to tak: Skoro go nie ma, widać znaczącej roli w relacjach polsko-niemieckich nie odegrał. Wiceminister kultury Jarosław Sellin poszedł jeszcze dalej: Żadnej nie odegrał. Nie pamiętam żadnego zdarzenia, w którym uczestniczyłby Lech Wałęsa. Może ktoś mi przypomni? Z przyjemnością tym kimś będę ja.

Pamiętam wizytę prezydenta Herzoga zaproszonego przez prezydenta Wałęsę na obchody 50-lecia powstania warszawskiego. Niemiecki polityk poprosił wtedy Polaków: Wybaczcie nam to, co my, Niemcy, wam uczyniliśmy. Za te słowa dziękował mu nie kto inny jak pierwszy przywódca Solidarności. A 20-lecie upadku muru berlińskiego? To także on, jedyny polski laureat Pokojowej Nagrody Nobla, zaproszony do stolicy Niemiec, przewracał kostki domina, symbolicznie obalając komunizm. Historyk Sellin tego nie pamięta, bo taki ma partyjny obowiązek. Cały PiS go ma. A wszystko to z wściekłości Jarosława Kaczyńskiego, że w walce o wolną Polskę odwagą do pięt Wałęsie nie dorastał. I to już się nie zmieni. Nawet jeśli prezes postawi na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie pomników, ile wlezie.

Polityka 25.2016 (3064) z dnia 14.06.2016; Felietony; s. 105
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną