Kiedy 65 osób znika nagle z życia swoich bliskich, kiedy 26 innych wraca do życia trwale okaleczona, kiedy ponad 140 pokiereszowanych szczęściarzy dziękuje Bogu za cudowne ocalenie – to przecież nie może być tak, żeby nikt nie był temu winien. Co innego tsunami, co innego trzęsienia ziemi czy tajfuny – na to nie ma mocnych. Przychodzą i już. Pozostają tylko łzy rozpaczy. Tu było inaczej.
Tej mroźnej zimy dziesięć lat temu o zmierzchu zawalił się dach. Z tonami śniegu, który zalegał na nim od dawna. Poniżej, tuż pod nim, na wybiegu – najpiękniejsze gołębie świata prezentowały swoje wdzięki. Hodowcom rosły serca wypełnione dumą po same brzegi. Aż usłyszeli nieznany, złowrogi trzask. Kto zdążył spojrzeć w górę, ujrzał walący się strop. I nastała ciemność. Była 17.15.
27 stycznia 2006 r. w trakcie VII Międzynarodowych Targów Gołębi Pocztowych „Gołąb 2006” zawalił się płaski dach hali (ok. 100x100 m) ówczesnych Międzynarodowych Targów Katowickich.
Kto ponosi odpowiedzialność za tragedię?
Mec. Jerzy Feliks, obrońca Jacka J., konstruktora hali i głównego oskarżonego, przedstawił obrazowo wyliczenia biegłych. Oto w godzinie tragedii i w dniach poprzedzających katastrofę do dachu przylgnęła zwarta skorupa lodu i śniegu o ciężarze 160 czołgów T-34, każdy po 30 ton. Żeby je wszystkie zmieścić na dachu MTK, trzeba by czołg ustawiać na czołgu, jeden na drugim.
Kto nie wiedział, że tego się nie robi? Kto ponosi odpowiedzialność za takie obciążenie dachu i za to, że konstrukcja nie wytrzymała?
Proces w tej sprawie zaczął się w 2009 r. Z 12 oskarżonych – za potworne błędy projektowe, budowlane, nadzorcze oraz wszystkie inne, związane z niewłaściwym zarządzeniem i eksploatacją hali – na dzisiejszy wyrok czekało 9 osób.