Kilkanaście dni temu spaloną na stosie słupską czarownicę z XVIII w. oficjalnie zrehabilitował burmistrz Słupska Robert Biedroń, a rada miejska nadała imię tej czarownicy jednemu z rond.
– Zdecydowaliśmy się zrehabilitować Trinę Papisten po refleksji nad tragediami kobiet żyjących w tamtych czasach – wyjaśnił Biedroń. A na stronie internetowej Słupska można przeczytać: „Chcemy, aby »nasza« czarownica nie została zapomniana i aby głośno mówić o tym, jak traktowano kobiety, także w naszym kraju”.
W opinii władz Słupska wokół czarownic narosło wiele mitów i nieprawd, np. takich, że latały na miotłach, narąbywały się wywarami z ziół, porywały dzieci i były jędzami w typie osławionej Baby Jagi (która zresztą nic wspólnego z czarownictwem nie miała). Z powodu tego rodzaju pomówień czarownice stały się obiektem zorganizowanej nagonki oraz zaczęto je niesłusznie torturować i palić na stosach. Mówi się, że w XVII i XVIII w. na stosach w Europie mogło spłonąć 60 tys. kobiet, oskarżonych o sprowadzanie czarami chorób, klęsk żywiołowych czy nieurodzaju. Dziś wiadomo już, że te klęski i nieurodzaje to wynik zmian klimatycznych będących efektem globalnego ocieplenia, dlatego najwyższy czas zwrócić czarownicom honor i dobre imię.
Przeciwko nadaniu słupskiemu rondu imienia czarownicy byli radni PiS, w opinii których promocja czarownictwa nie ma nic wspólnego z wartościami chrześcijańskimi. Dla radnych PiS zupełnie nie do przyjęcia jest również lansowana przez ratusz sugestia, że czarownice są kobietami jak wszystkie inne.