Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gdzie dwóch się bije...

Pisałem w POLITYCE niedawno o dziwnych prywatnych i półprywatnych „państwach”, które rodzą się na naszym świecie jak grzyby po deszczu. Parę słów jeszcze o jednym z nich – Lieberlandzie.

Flaga w poprzeczne żółto-czarno-żółte pasy z herbem pośrodku; na herbie u dołu błękit wody, wyżej na białym tle czarny ptak i słońce. Dewiza zaczerpnięta z Christopha Martina Wielanda: „Żyć i pozwolić innym żyć”.

Oto pod koniec XIX w., żeby ułatwić żeglugę, przeprowadzono na odcinku Dunaju rozdzielającym Serbię od Chorwacji (Austro-Węgier) istotne prace melioracyjne. Zmieniły one miejscami przebieg głównego nurtu rzeki tak, iż niektóre łachy i bezludne wysepki ongiś serbskie znalazły się po stronie chorwackiej i odwrotnie, inne jeszcze po prostu nie wiadomo gdzie. Przypomnijmy, iż były to czasy, kiedy burżuazja chorwacka ciążyła ku Serbii, w której z kolei silny był ruch opowiadający się za stworzeniem wspólnego państwa serbo-chorwacko-słoweńskiego pod berłem serbskiej dynastii Karadziordziewiciów.

Jeżeli więc ktoś nawet słyszał o pogranicznym fluwialnym zamieszaniu, nie miał żadnego interesu w zadrażnianiu stosunków między narodami w imię jakichś trzcin i piasków. Podczas krojenia Jugosławii w 1995 r., które odbywało się wśród huku dział, prawdziwych i domniemanych masakr, w przededniu nieuniknionej wojny domowej, któżby miał głowę do takich problemów? Zapomniano o nich i podczas wchodzenia Chorwacji do Wspólnoty Europejskiej. W ten sposób pozostała na Dunaju licząca sobie siedem kilometrów kwadratowych wyspa niczyja. Rzadki prawnie przypadek terra nullius. Nic bardzo dziwnego, skoro nie miała nawet nazwy, że nikt z gatunku homo sapiens na niej nie mieszkał, a populacja ograniczała się do paru dzików, jeleni i ptactwa żywiącego się chmarami komarów zniechęcających skutecznie ewentualnych myśliwych czy ornitologów.

Polityka 29.2016 (3068) z dnia 12.07.2016; Felietony; s. 96
Reklama