Kraj

Czy każdy jest komunistą?

Podobno kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią. A jak był socjalistą, to cóż mogło się stać, że przestał? Czyż nie musiało tu również dojść do jakiegoś rodzaju ześwinienia?

Wszak powiedzenie to, przypisywane Bismarckowi, wywodzi się z czasów, gdy być socjalistą znaczyło nie zgadzać się na 12-godzinną pracę dzieci w fabryce, na czarną nędzę klasy robotniczej i nieopisany zbytek przemysłowych nuworyszy pozujących na arystokrację. Nikt z nas nie zaakceptowałby takiego krwiopijczego kapitalizmu, jaki panował w Europie przed półtora stuleciem. W tym sensie wszyscy jesteśmy socjalistami. Od młodości do starości. A jak jest z komunizmem?

Są odmiany komunizmu, które przerażają: leninowska, stalinowska, maoistowska. Każdy z tych satrapów usprawiedliwiał przemoc, a gdy trzeba, wspierał się jeszcze złowrogim nacjonalizmem. Dlaczego jednak mielibyśmy tych degeneratów uważać za wzorowych pisarzy komunistycznych? Czy tylko dlatego, że wierzyli w naczelną ideę komunizmu, która głosi, że ludzkość przezwycięży kiedyś współczesny swój stan i nauczy się żyć w pokoju i braterstwie, bez przemocy i wyzysku? Nie sądzę, aby było rzeczą uczciwą i mądrą pozwolić na to, by jedna z najważniejszych idei ludzkości, idea braterstwa (i siostrzaństwa, trzeba by dziś dodać) wszystkich ludzi, a więc właśnie idea komunistyczna, była zawłaszczona i kompromitowana przez morderczych tyranów. Komu na tym zależało? Religijnym konserwatystom? Trudno zaiste to pojąć, skoro w XIX w. komunizm równolegle i całkiem otwarcie funkcjonował w co najmniej trzech nurtach: katolickim, żydowskim i ateistycznym.

Dotyczy to również Polski. Naszym wielkim rodzimym komunistą, i to bodaj pierwszym spośród tych działających w kraju, a nie na emigracji, był ks. Piotr Ściegienny (1801–1890).

Polityka 30.2016 (3069) z dnia 19.07.2016; Felietony; s. 96
Reklama