Niebezpiecznie rosnący deficyt ciepłych posad martwi urzędników odpowiedzialnych za politykę kadrową. – PiS to duża, dynamicznie rozwijająca się partia. Potrzeby są olbrzymie i gospodarka, niestety, nie potrafi im sprostać – rozkłada ręce dyrektor departamentu ciepłych posad w Ministerstwie Pracy. – Liczba chętnych do atrakcyjnych stanowisk rośnie, wszyscy uważają, że się nadają i trudno się dziwić. Przypadek Andrzeja Dudy pokazał, że nawet prezydentem Polski może być dziś każdy.
W niektórych rejonach kraju sytuacja jest wręcz dramatyczna. Skończyły się atrakcyjne stanowiska w mediach publicznych, porozdawano posady w urzędach wojewódzkich, zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Niepokoją informacje o braku ciepłych posad w stadninach koni, fundacjach, branżowych instytutach i generalnych, a nawet okręgowych dyrekcjach. – Nie ma się co dziwić, że desperacja działaczy i ich rodzin rośnie – wzdycha dyrektor.
– Co rząd zamierza zrobić, aby poprawić sytuację materialną tych ludzi?
– Staramy się reagować na bieżąco. Planujemy m.in. repolonizację niektórych banków, zamierzamy także przy pomocy prokuratury przejąć jak największą liczbę dobrze prosperujących biznesów od osób, które w tym celu o coś oskarżymy. To powinno przynieść gospodarce trochę posad, które będziemy mogli obsadzić.
– Co z górnictwem? Czy i tu są jakieś rezerwy?
– Tylko pod warunkiem że w naszych kopalniach wzrośnie innowacyjność, która jest oczkiem w głowie wicepremiera Morawieckiego.
– Na czym by to polegało?
– Na usprawnieniach organizacyjnych i wymyślaniu rozwiązań, które dotąd nikomu się nie śniły.