Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Sprzedawcy dymu

Przy-PISy Redaktora Naczelnego

Papież Franciszek wyjechał, trwa zacieranie śladów jego obecności.

Dla organizatorów Światowych Dni Młodzieży, czyli władz kościelnych i państwowych, był gościem kłopotliwym, przybyszem z dalekiego kraju, „papieżem południowoamerykańskim”, jak nazywano go w prawicowej prasie. Zabrakło nawet urzędowego entuzjazmu. Mam przed oczami taki telewizyjny obrazek: papież prosi zgromadzone tłumy, aby się uchwycić za ręce, „budować mosty, a nie mury”, i widać bolesne zakłopotanie na twarzach min. Macierewicza i prezydenta Dudy, bo most trzeba zrobić, a przecież papieżowi znowu chodziło o uchodźców. Franciszek, jakby złośliwie, sprawę pomocy i empatii wobec uchodźców uczynił bodaj głównym przesłaniem swoich kolejnych wystąpień. Dręczył władze, duszpasterzy i lud boży wezwaniami do miłosierdzia, solidarności, „słuchania tych, których nie rozumiemy, których się boimy”. Dla rządzącej partii słuchanie tych papieskich napomnień musiało być irytujące i nieznośne. Już w trakcie ŚDM politycy i publicyści pisowscy gorączkowo szukali retorycznych dezodorantów.

Najprostszy był logiczny chwyt zastosowany niedawno przez Prezesa przy okazji połajanek ze strony prezydenta Obamy. „To, co zapamiętałem z wystąpienia Ojca Świętego, to…” (i tu np. poparcie dla rodziny czy ochrony życia, a nie zapamiętaliśmy imigrantów). Premier Szydło chętnie sięgnęła do schematu wypracowanego przy okazji zaciemniania „sprawy Trybunału Konstytucyjnego”: oczywiście, trzeba pomagać uchodźcom, nasza ofiarność (podobnie jak demokracja) jest niezagrożona, ale należy oddzielić uchodźców od imigrantów, pomagać im na ich własnej ziemi, i najpierw niech pomagają ci, którzy zawinili.

Polityka 32.2016 (3071) z dnia 02.08.2016; Komentarze; s. 6
Oryginalny tytuł tekstu: "Sprzedawcy dymu"
Reklama