ONR (i prezydent) w godzinie W
Marsz ONR w rocznicę powstania to bezczeszczenie historii
Uczestnicy demonstracji już samym szyldem nawiązali do przedwojennego Obozu Radykalno-Narodowego. Ba, szczycą się z nim ideowym pokrewieństwem. Nigdy dość powtarzać, że była to organizacja ostentacyjnie faszyzująca i agresywnie antysemicka (z fizycznymi napadami jej bojówek na Żydów włącznie) – co znamienne zarówno wobec późniejszej okupacji hitlerowskiej, jak i Zagłady. Już takie wzorce dowodzą umysłowego niedorozwoju i etycznego bandytyzmu – a w niektórych przypadkach także politycznego cynizmu.
Wśród wznoszonych okrzyków były odwołujące się do konceptu Polak katolik (na przykład: „Orzeł biały to symbol naszej wiary”) – i sprzeczne choćby ze świeżo głoszonym nad Wisłą posłaniem papieża Franciszka. Były ryki doraźnie polityczne („Nie pomoże moc Michnika, my rządzimy na ulicach”) – nawiązujące wszelako do znanych z przeszłości, antysemickich właśnie, stereotypów w rodzaju „Nasze ulice, wasze kamienice”.
Były idiotyzmy – choćby z racji kompletnego zafałszowania historycznych faktów – typu na poły kibolskiego (bo po części to to samo towarzystwo) „Biało-czerwone to barwy niezwyciężone”. Równie zasadne wydawało się skandowanie „To jest honor dla mężczyzny, oddać życie za ojczyznę”. Albo też niby przypominające ducha powstania, ale mogące mieć też wydźwięk współczesnego wezwania „Jedna kula, jeden Niemiec”. Usłyszeć można było wreszcie popularne ostatnio „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” i „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”.
Marsz zakończył się na placu Krasińskich. Tak się składa, że to jakieś 300–400 metrów od kamienicy na ul.