Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Epoka Macharskiego

Służył Kościołowi, ale też sprawie narodowej. Ostrożnie i roztropnie

episkopat.pl / Flickr CC by 2.0
Kardynał Franciszek Macharski zastąpił na biskupstwie krakowskim Karola Wojtyłę, gdy ten został papieżem. Poradził sobie z tym wyzwaniem w stylu obecnego papieża Franciszka.

Jako metropolita nie zmienił skromnego sposobu bycia, skoncentrował się na kontynuacji tego, co było najlepsze w epoce Wojtyły. Dwa lata później stanął przed wyzwaniem całkiem innej natury: kierował Kościołem krakowskim i współkierował Kościołem w Polsce w stanie wojennym. Jakby tych wyzwań było jeszcze mało, w 1989 r. przyszła zmiana ustroju na demokratyczny, wraz z wszystkimi jej turbulencjami. Macharski wyszedł z tych trzech prób z tarczą. Dlatego zapamiętamy go dobrze: jako wybitnego człowieka Kościoła i jako ważnego uczestnika polskiego życia publicznego.

Służył Kościołowi, ale też sprawie narodowej. Ostrożnie i roztropnie, po krakowsku. W stanie wojennym upominał się stale o internowanych (za co jest mu wdzięczny niżej podpisany), jednak nie życzył sobie, by jego księża diecezjalni bezpośrednio angażowali się po stronie podziemnej Solidarności. Szedł tropem nie tylko ówczesnego prymasa Józefa Glempa, ale też jego poprzednika kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz księcia kardynała Adama Sapiehy (sam należał do krakowskiego mieszczaństwa i był wychowany w jego umiarkowanie konserwatywnym etosie).

Ta linia pozwoliła mu chronić Kościół instytucjonalny w epoce gen. Jaruzelskiego i odbudowywać jego pozycję (także materialną) w epoce premiera Mazowieckiego i po niej. Bronił praw i interesów Kościoła instytucjonalnego, ale także praw obywatelskich, w tym także praw duchownych oskarżanych o współpracę z SB do obrony. Po śmierci prymasa Wyszyńskiego (1981) był brany pod uwagę jako jego następca.

Krakowianie szanowali i lubili kard. Macharskiego za prostotę, poczucie humoru, ale też za franciszkańską pobożność, solidność sprawowania kościelnego urzędu, zdolność do rozładowywania napięć i konfliktów raczej drogą dialogu i perswazji niż z pozycji autorytetu władzy kościelnej.

Reklama