Tęgie pisowskie łby wymyśliły właśnie, żeby z Wisły zrobić wspaniałe betonowe koryto. Uregulować ją znaczy. A przy okazji naszą modrą wstęgę wyprostować. Szczegółów jeszcze nie znamy, ale sama idea, by każdy Polak mógł prosto z mostu rzucić się do prostej rzeki, wydaje mi się piękna. Mało tego, Odra też się załapała. Ukamienują ją, cementem wzmocnią i jak przy linijce, wyprężoną niczym struny głosowe Antoniego Macierewicza, poprowadzą do morza. Ale nie mówmy o ministrze. Wracajmy do rzeczy – do rzek znaczy. Tak mi się od dzieciństwa wydawało, że Wisła wygląda na mapie jak garbata wiedźma, a Odra jak w kąt rzucone stare sznurowadło. Rząd ich tak nie zostawi, zamierza więc do 2030 r. wydać 75 mld na „rewitalizację” wodnego transportu w Polsce. Samo wyprostowanie rzek nie wystarczy, wykopie się więc Kanał Śląski, który je połączy, postawi kilka zapór, zbuduje zbiorniki wodne i liczne przeprawy mostowe. Barki z ładunkami spłyną niesione prądem rzek, czyli za darmo. Z pewnością pierwszy znajdzie się na nich drogi polski węgiel, nasze czarne złoto, nasiąknięte historią i tradycją. Każdy wagon z narodową kopaliną będzie żegnany na Śląsku apelem smoleńskim. Gdy dotrze do portu w Gdyni, gdzie nikt go nie kupi, zostanie załadowany na tiry i wysłany do elektrowni, w których pali się ostatnio ekologicznie Puszczą Białowieską. Ważnym towarem na barkach będzie też sól z Wieliczki. Nawet jeśli w czasie transportu trochę się wysypie, to jeszcze lepiej. Słona woda w Wiśle i Odrze przyciągnie ławice morskich ryb – flądry, śledzie i dorsze same przypłyną do Sandomierza czy Wrocławia. Dla stolicy Dolnego Śląska będzie to swoisty ekwiwalent za brak Teatru Polskiego.
Oczywiście po tej wielkiej rewolucji w transporcie wodnym piaszczyste plaże nadrzeczne będą znane już tylko z filmów i opowieści dziadków.