Kraj

Minister Gliński odbija Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku

mat. pr / •
Trwa polityczne niszczenie przez łączenie, tak, aby po idei, której patronował Donald Tusk, nie został ślad. Zapowiadał to Jarosław Kaczyński, a Piotr Gliński, minister kultury usłużnie realizuje.

Gliński właśnie wykonał kolejny krok w tym kierunku. Ogłosił (tradycyjnie – nocą) na stronach MKiDN, że od 1 grudnia 2016 r. Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 oraz Muzeum II Wojny Światowej będą funkcjonowały jako jedna placówka – Muzeum II Wojny Światowej. Wyznaczony został pełnomocnik do spraw tego „nowotworu” – historyk, dr hab. Zbigniew Wawer, profesor Politechniki Koszalińskiej, autor filmów dokumentalnych i programów historycznych tworzonych dla TVP oraz dyrektor Muzeum Wojska Polskiego, w której to instytucji lada moment kończy mu się kadencja.

Słowo „nowotwór” jest tu zasadne. Aby móc dwa muzea łączyć, minister Gliński musiał najpierw jedno z nich – to poświęcone Westerplatte i wojnie 1939 – osobiście powołać. Istnieje ono tylko na papierze, w odróżnieniu od MIIWŚ. Ale dzięki temu, że istnieje, minister może mieszać w garze i rozdawać dyrektorskie posady. I może produkować takie oto, dobre dla maluczkich, uzasadnienia swoich decyzji: „Celem tej zmiany jest optymalne wykorzystanie potencjału placówek o zbliżonym profilu działalności zlokalizowanych w Gdańsku, przy optymalizacji wydatkowania środków finansowych pochodzących z budżetu państwa”.

„Czy ministrowi wypada tworzyć fikcję, by potem fikcję łączyć z rzeczywistością? Moim zdaniem  nie”stwierdza Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska. Prawdziwe powody opisanych poczynań ministra są dwa. Tylko kruczkami można przed upływem kadencji (koniec 2019 r.) pozbyć się ze stanowiska aktualnego dyrektora MIIWŚ, prof. Pawła Machcewicza, by powołać „swojego i słusznego” dyrektora. Tylko w ten sposób można, przed otwarciem muzeum, radykalnie zmienić koncepcję wystawy głównej, która nie pasuje do pisowskiej wizji wojny i pokoju. Bo skupia się za bardzo na ogromie zła, jakie niesie wojna. Bo zbyt mocno eksponuje cierpienia ludności cywilnej (co gorsza, nie tylko polskiej), a za mało zwraca uwagę na to, co ministerialni podpowiadacze uznali za „pozytywne” aspekty wojny, takie jak bohaterstwo czy poświęcenie.

Prezydent Gdańska ma podstawy, by zabierać głos w tej sytuacji. Miasto Gdańsk przekazało swego czasu darowiznę w postaci 1,7 ha gruntu wartego ponad 40 mln zł na rzecz MIIWŚ. Uchwała radnych nader szczegółowo określa, jaki program ma realizować muzeum, które powstanie na tym gruncie. To stwarza możliwości prawne odwołania darowizny. Adamowicz już wcześniej apelował do ministra Glińskiego, by zrewidował swoje plany. „Nie było żadnych rozmów, żadnej chęci dialogu ze strony ministra Glińskiego, ani jego zastępcy – wiceministra Sellina” – informuje włodarz Gdańska. Dodaje, że rankiem 1 września, podczas uroczystości na Westerplatte, zaproponował prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie, aby ten wykorzystał Muzeum II Wojny w swojej polityce historycznej, by otwarcie Muzeum było połączone z wielkim spotkaniem głów państw koalicji antyhitlerowskiej, ale też państw Osi. Argumentował, że byłoby to spotkanie wyjątkowe, podnoszące również prestiż prezydenta Dudy. 

Widać prezydentowi Dudzie prestiż niepotrzebny. Nade wszystko liczy się wola prezesa Kaczyńskiego.

Minister kultury swoje zarządzenie przesądzające o losie MIIWŚ wydał bez uzyskania opinii Rady do Spraw Muzeów RP. Wymóg taki nakłada nań ustawa o muzeach. W związku z tym, dyrektor Machcewicz wystąpił na drogę prawną – wezwał ministra do „usunięcia naruszenia prawa”. Minister ma na to 30 dni. Jeśli nie uzupełni braku, szef MIIWŚ zamierza zaskarżyć jego decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wystąpienia na drogę sądową przeciwko ministrowi nie wyklucza też prezydent Adamowicz. Problem w tym, że PiS prawo coraz bardziej ma za nic. Z wyjątkiem tego, które samo tworzy metodą faktów dokonanych.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną