Konwencja PO w Gdańsku programowa była tylko z nazwy. Owszem, delegaci przyjęli deklarację o niezbyt oryginalnym tytule „Polska Obywatelska 2.0”, ale jej zawartość to w najlepszym razie brudnopis programu; garść ogólnie słusznych zdań, ale mało konkretów. Program ma powstać z czasem.
W Gdańsku odbyło się kilka paneli dyskusyjnych, ale w ekspresowym tempie i chaotycznym wykonaniu. Panel „Przyszłość” polegał na tym, że Rafał Trzaskowski, Andrzej Halicki, Joanna Mucha oraz marszałek wielkopolski Marek Woźniak przez 45 minut opowiadali o sprawach bliskich ich zainteresowaniom, od Unii przez cyfryzację po sprawy społeczne. A przez ostatni kwadrans, poganiani przez organizatorów, lakonicznie odpowiadali na pytania publiczności. Wartość poznawcza takiej debaty była znikoma.
Deklaracja i panele posłużyły za pretekst do zaproszenia działaczy Platformy na konwencję. Mieli się na własne oczy i uszy przekonać, że ich partia, wbrew pewnym oznakom, żyje i żyć będzie.
Pokaz siły
Grzegorz Schetyna musi zagnać do okopów swoje wojsko, zanim dezercje posłów i samorządowców staną się masowe i zanim razem z działaczami nie uciekną najwierniejsi nawet wyborcy. Z rozmów z delegatami i uczestnikami (do Gdańska przyjechali także szeregowi działacze) wynika, że Schetynie się udało.
– My od ostatnich wyborów nie umieliśmy bić się z PiS. Teraz zdejmujemy garnitury, zakładamy spodenki bokserskie i wchodzimy na ring – mówił po gdańskim przemówieniu Schetyny jeden z posłów.