Kraj

Dlaczego jestem ateistą?

Ktoś musiał ten świat stworzyć, prawda?

„Ktoś”, czyli coś podobnego do człowieka. „Stworzyć”, czyli zrobić coś takiego, jak robi rzemieślnik lub artysta. Z pewnością istnienie świata jest tajemnicze. Czy istnieje sam z siebie? Czy jest w jego istnieniu jakaś konieczność? A może jest tylko zjawiskiem, przejawem jakiejś rzeczywistości ukrytej? To wszystko są pytania uprawnione. Lecz odpowiedź mówiąca, że świat wywołał z nicości wielki duch podobny do człowieka, nie jest poważna. Jest mityczna i legendarna.

Nawet jeśli uznamy, że świat musi mieć w sobie czy za sobą jakiś ostateczny porządek i rację istnienia, a więc coś absolutnego, to nie ma żadnego powodu, aby sobie ten absolut przedstawiać na podobieństwo ducha obdarzonego wolą i świadomością, wydającego rozkazy itp. Być może jednak rzeczywistość nie ma żadnej „racji ostatecznej” i ostatecznego porządku, bo związki przyczynowe i „racje istnienia” są tylko lokalne. I taką ewentualność trzeba by rozważyć.

Należę do filozofów tradycyjnych, czyli poszukujących czynników absolutnych, a więc doskonałych, bezwyjątkowych i w ogóle różnych „naj”. Jestem metafizykiem i absoluty są ze mną na co dzień. Tylko komuś, kto jest z nimi od święta, może się wydawać, że to, co absolutne, przypomina działającego człowieka albo rzecz. Filozofowie przymilający się do religii, puszczając do niej oko i mówiąc, że gdy poszukują absolutu, to mówią w gruncie rzeczy o jakimś Bogu jedynym, po prostu szukają pracy albo boją się ją stracić. Wstydzę się za nich, gdy robią dobrą minę do tej złej gry, a zwłaszcza gdy stemplują swym autorytetem absurdalny sofizmat: świat ma swoją ostateczną przyczynę; nazywamy ją Bogiem; ergo Bóg istnieje.

Jeśli założy się, że świat ma ostateczną przyczynę, to tym samym zakłada się istnienie absolutu.

Polityka 44.2016 (3083) z dnia 25.10.2016; Felietony; s. 104
Reklama