Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dlaczego jestem ateistą?

Ktoś musiał ten świat stworzyć, prawda?

„Ktoś”, czyli coś podobnego do człowieka. „Stworzyć”, czyli zrobić coś takiego, jak robi rzemieślnik lub artysta. Z pewnością istnienie świata jest tajemnicze. Czy istnieje sam z siebie? Czy jest w jego istnieniu jakaś konieczność? A może jest tylko zjawiskiem, przejawem jakiejś rzeczywistości ukrytej? To wszystko są pytania uprawnione. Lecz odpowiedź mówiąca, że świat wywołał z nicości wielki duch podobny do człowieka, nie jest poważna. Jest mityczna i legendarna.

Nawet jeśli uznamy, że świat musi mieć w sobie czy za sobą jakiś ostateczny porządek i rację istnienia, a więc coś absolutnego, to nie ma żadnego powodu, aby sobie ten absolut przedstawiać na podobieństwo ducha obdarzonego wolą i świadomością, wydającego rozkazy itp. Być może jednak rzeczywistość nie ma żadnej „racji ostatecznej” i ostatecznego porządku, bo związki przyczynowe i „racje istnienia” są tylko lokalne. I taką ewentualność trzeba by rozważyć.

Należę do filozofów tradycyjnych, czyli poszukujących czynników absolutnych, a więc doskonałych, bezwyjątkowych i w ogóle różnych „naj”. Jestem metafizykiem i absoluty są ze mną na co dzień. Tylko komuś, kto jest z nimi od święta, może się wydawać, że to, co absolutne, przypomina działającego człowieka albo rzecz. Filozofowie przymilający się do religii, puszczając do niej oko i mówiąc, że gdy poszukują absolutu, to mówią w gruncie rzeczy o jakimś Bogu jedynym, po prostu szukają pracy albo boją się ją stracić. Wstydzę się za nich, gdy robią dobrą minę do tej złej gry, a zwłaszcza gdy stemplują swym autorytetem absurdalny sofizmat: świat ma swoją ostateczną przyczynę; nazywamy ją Bogiem; ergo Bóg istnieje.

Jeśli założy się, że świat ma ostateczną przyczynę, to tym samym zakłada się istnienie absolutu.

Polityka 44.2016 (3083) z dnia 25.10.2016; Felietony; s. 104
Reklama