Kraj

Mitterrand

Sto lat temu, 26 października 1916 r., urodził się w Jarnac koło Angoulęme François Mitterrand.

W wieku 64 lat został prezydentem Francji. Począwszy od 1985 r. nazywano go w całym kraju „Bogiem”, co zresztą lubił, a w każdym razie mu to nie przeszkadzało. Nie sposób o nim zapomnieć, gdyż z jednej strony był ostatnim, co tak poloneza wodził; z drugiej, jeśli zmniejszyć skalę, protoplastą wszystkich tych miernot, które rządzą dzisiaj nami w Europie.

Do wyborów prezydenckich w 1981 r. stanął z „programem 110 propozycji”, z których część była z mrzonek rodem, jak np., w polityce zagranicznej: (1) Wymóc na ZSRR wycofanie wojsk z Afganistanu, a (2) na Stanach Zjednoczonych zaprzestanie wspomagania dyktatorów w Ameryce Łacińskiej. Część propozycji w ogóle go nie obchodziła, a do pozostałych miał stosunek relatywistyczny – jeśli się uda, to świetnie, jeśli nie wymyślimy co innego. Przed wyborami przedstawiał się jako największy przeciwnik konstytucji V Republiki, która „nie jest niczym innym, jak sankcjonowaniem jednowładztwa”. Kiedy wygrał, oświadczył natychmiast, że nie ma zamiaru rezygnować z danych mu przez urząd prerogatyw i wkrótce jeszcze je rozszerzył. Wyliczono dokładnie, że w inauguracyjnym przemówieniu użył 461 razy słowa „ja”, odwołując się do de Gaulle’a razy sześć, a swojego poprzednika Giscarda d’Estaing razy 15.

Przeszłość Mitterranda? Po latach Jean-Edern Hallier starał się ją rozszyfrować. Z niewielkim skutkiem. Tutaj rzekome, a może prawdziwe ucieczki z obozów hitlerowskich, tam dekoracja (jesienią 1943 r.) najwyższym odznaczeniem przyznawanym przez reżim Vichy marszałka Petaina. Od 1947 do 1958 r. jest 11 razy ministrem najróżniejszych rządów i branż.

Polityka 45.2016 (3084) z dnia 01.11.2016; Felietony; s. 104
Reklama