Działaczka związkowa Solidarności z Gdańska: – Kiedy Komisja Krajowa zawiadomiła prokuraturę, że do promocji warszawskiego Czarnego Protestu bezprawnie wykorzystano logo „S”, to wiele kobiet ze związku było zażenowanych. Przecież część z nas była na tych marszach. Prosiły, napisały list do wierchuszki związkowej, aby wycofali to doniesienie, ale „panowie uprawiają tam na górze politykę” i nie chcieli słuchać. Kiedy gdańska prokuratura odmówiła w końcu wszczęcia śledztwa w sprawie nieuprawnionego wykorzystania logo, odetchnęły. Śledczy nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego. Uzasadniali, że użycie znaku nie naraziło związku na utratę zaufania i nie zniesławiło go. Ale związek nie powiedział w tej sprawie ostatniego słowa. – Będziemy składać zażalenie na tę decyzję. Gdańska prokuratura budziła kontrowersje w wielu sprawach i nie możemy tak tego zostawić – mówi rzecznik „S” Marek Lewandowski.
Poszło o plakat, który pojawił się na transparentach. To praca „Niewidzialne kobiety Solidarności” chorwackiej artystki, feministki Sanji Iveković, przedstawiająca czarną sylwetkę kobiety w kowbojskim kapeluszu, z logo Solidarności w tle. To komentarz do męskiej perspektywy pisania historii i głos za tym, by przywrócić kobietom należne miejsce. Artystka dostała zgodę związku na wykorzystanie logo. Jej praca to parafraza plakatu z Garrym Cooperem „W samo południe”, z czerwcowych wyborów 1989 r., autorstwa Tomasza Sarneckiego.