To nie znaczy, że PiS jest jak Partia Republikańska, tu analogie są dość odległe. Chodzi personalnie o kandydata Trumpa. Przypomnijmy sobie jego główne hasła kampanijne, którymi zbałamucił republikańskich wyborców. Najpierw diagnoza: najogólniej – Ameryka jest w ruinie. Winne są skorumpowane elity, które dotychczas rządziły. To one zapraszają do kraju rzesze imigrantów, w tym złodziei i gwałcicieli. Te elity drwią z amerykańskiej prowincji i ze zwykłych ludzi. Dopuściły do upadku przemysłu i wypaczeń międzynarodowego handlu. Instytucje państwa są kosztowne, zbiurokratyzowane, niewydolne. Wolność słowa jest sterroryzowana przez poprawność polityczną.
Co z tym zrobimy? Uczynimy Amerykę znowu wielką. Taką, którą będą szanować. Odzyskamy gospodarkę, odbudujemy przemysł. Skorumpowanych liderów będą czekać procesy, a nawet więzienie. Na południowej granicy zbudujemy mur przeciw nielegalnej imigracji. Obcy nam element muzułmański poddamy ewidencji. Zlikwidujemy narodowy fundusz zdrowia. Będziemy mówić prawdę, także o feministkach i Latynosach. Brzmi jakoś znajomo? Oczywiście my nie mamy Latynosów, a Ameryka katastrofy smoleńskiej. Ale metoda, powszechnie nazywana populizmem, jest ta sama. Proste diagnozy, a raczej obserwacje, proste recepty, a w istocie zaklęcia. Lud przeciw elitom. Prawda przeciw zakłamanym ekspertom i mediom. Przykłady zamiast statystyk i raportów. Przywrócimy wartości rodzinne. Przebudujemy państwo. Odzyskamy Amerykę.
W każdych prezydenckich wyborach Ameryka dzieliła się prawie dokładnie pół na pół, w każdych kandydaci sięgali po populistyczną retorykę i demagogię – techniki polityczne równie stare jak sama demokracja. Dlaczego więc niemal cały świat ma poczucie, że tym razem w Ameryce coś naprawdę pękło, że trumpizm jest bardziej niebezpieczny, silniejszy i trwalszy niż jakiekolwiek wcześniejsze amerykańskie mutacje populizmu?