Kraj

Zastraszeni, uciśnieni, smutni

Polityka
Każdy niemal dzień dostarcza dowodów na to, jak trudnego zadania podjęli się wszyscy ci, którzy trafili na rozmaite eksponowane stanowiska z rekomendacji lub za pozwoleniem PiS.

I nie chodzi o to, że w znacznej liczbie przypadków muszą wykonywać pracę, o której nie mają zielonego pojęcia, w końcu dobieranie kadr pod kątem niekompetencji nie jest zjawiskiem nowym i mają w tym zasługi praktycznie wszystkie dotychczas rządzące partie. Rzecz raczej w tym, że ci ludzie, mając nadzieję na przyjemną, dobrze płatną i satysfakcjonującą pracę, stali się ofiarami własnego sukcesu.

Nie sposób przecież nie współczuć pani prezes Polskiego Radia Barbarze Stanisławczyk, która od rana do nocy musi znosić ataki związku zawodowego radiowców, próbującego bronić zwalnianych i degradowanych pracowników. Pani prezes jest, jak to określił Zarząd PRSA, nękana żądaniami przystąpienia do mediacji. To naprawdę oburzające! Prezes jest od prezesowania, a nie jakichś tam mediacji ze związkowcami. Przecież każdy wie, że jak kiedyś władza zgodziła się na negocjacje ze związkiem zawodowym, to wkrótce już jej nie było.

W ogóle nie do zaakceptowania jest oczekiwanie od przedstawicieli władzy, że będą odpowiadać na jakieś pytania. Zresztą to nieprawda, że nie odpowiadają. Odpowiadają, tyle że na te, które sami sobie zadają. Beata Kempa, po raz kolejny zaproszona do TVN przez najwyraźniej zdesperowaną Monikę Olejnik, pokazała, jak to się robi. Posiłkując się retorycznym zwrotem „jeśli pani pozwoli”, sugerującym, że dziennikarka wciąż jej na coś nie pozwala (w ciągu 20 minut szefowa KPRM użyła tego zwrotu 37 razy), unikała odpowiadania na pytania prowadzącej, trzymając się kurczowo agendy, którą musiała wygłosić. Znów wypada jej współczuć. Przecież Beata Kempa nie może rozmawiać jak wolny człowiek, ona musi wygłaszać, oświadczać i dementować.

Minister Piotr Gliński, kiedy stał się obiektem propagandowego ataku, postanowił nawet przez chwilę mówić własnym głosem w TVP, ale nie spotkał się ze zrozumieniem swoich rządowych i partyjnych kolegów.

Polityka 50.2016 (3089) z dnia 06.12.2016; Felietony; s. 115
Reklama