Mamy dziś w Polsce do czynienia ze stanem krytycznym wiary. Nie chodzi tu o kryzys w obiegowym, potocznym rozumieniu tego słowa. To – jak go pojmuję – swoisty stan zawieszenia czy przesilenia. Ten szczególny moment, kiedy dotychczasowe doświadczenia oraz przypisane im formy trwają jeszcze, lecz objawiają już – w sposób niemal drastyczny i powszechnie – wyczerpanie, wyschnięcie, zużycie. Nie znaczy to jednak, że są absolutnie martwe. Przeciwnie: teraz właśnie, jakby w ostatnim zrywie, może nawet w akcie rozpaczy, z pisanym jej zaślepieniem, próbują na nowo napełnić się życiem, odzyskać moc.