O Jarosława Kaczyńskiego nie pytamy, bo wiadomo, że będzie tym, kim zechce, a to jest całkowicie nieprzewidywalne. 20 grudnia, proszę Państwa, skończyła się w Polsce przewidywalność. Tego dnia bowiem partia rządząca ostatecznie przejęła władzę nad Trybunałem Konstytucyjnym, zamieniając go w prawny gadżet, ustrojową wydmuszkę. Teraz już nie wiadomo, w jakim ustroju żyjemy, bo PiS może zwykłymi ustawami, bez wymaganej większości dwóch trzecich głosów, napisać nową konstytucję. To znaczy – nie może, ale kto mu zabroni? Sejm uchwali, z udziałem opozycji czy bez, w sali plenarnej lub kolumnowej, Senat zatwierdzi, pióro prezydenta podpisze, a atrapa Trybunału przyklepie. Układ się domknął. No prawie, bo są jeszcze niezawisłe sądy, ale zaraz posypią się w ich stronę serie ustaw naprawczych, takich, jakie rozstrzelały Trybunał. Nielegalnie, metodą faktów dokonanych, nasz republikański ustrój zmienia się w monarchię niekonstytucyjną, gdzie pełnia władzy – przy zachowaniu instytucjonalnej fasady – przysługuje faktycznie jednemu człowiekowi. Ave Cezar!
Zatem z początkiem nowego roku, po opanowaniu niemal wszystkich instytucji państwa, kończy się pierwszy etap rewolucji. Już to widać w rządowej propagandzie. Teraz władza ustawia się w roli obrońcy spokoju i stabilności państwa, a siewcami zamętu i chaosu są „warchoły” z opozycji. Z jednej strony porządek i praca dla dobra zwykłych ludzi, a naprzeciw, wspierani przez obce państwa samozwańczy obrońcy demokracji (czyli własnych koryt), marzący o odebraniu Polakom 500 plus. Ten kabarecik już rozpoczął swoje przedstawienie. Wygląda, że celem szczególnie intensywnych ataków będą posłowie PO i Nowoczesnej, okupujący (według zapowiedzi aż do 11 stycznia) salę sejmową. To oni, „bezwstydnie łamiący demokratyczne standardy”, będą psuć Polakom sylwestra. Media prawicowe, w tym TVP, dorzucają swoje opowieści o przygotowaniach do puczu, poukrywanych snajperach, spisku niemieckich, polskojęzycznych mediów, które razem z opozycją chcą zablokować przemieszczenie do Polski oddziałów wojsk amerykańskich (uff!). Profesor Markowski, dociekliwy badacz polskiej demokracji, sugeruje, że taki przekaz może być nawet dość skuteczny. Większość rodaków „nie będzie umierać” za Trybunał Konstytucyjny, podział i równowaga władz obchodzą nas słabo, a elektorat PiS w szczególności ma ponadprzeciętną skłonność do aprobaty jakiejś formy oświeconego (a pewnie i nieoświeconego) absolutyzmu. Nawet jeśli w niedawnym badaniu opinii publicznej aż 57 proc. respondentów stwierdziło, że PiS psuje demokrację, a tylko 23 proc., że ją wzmacnia, to z tego nie wynika bynajmniej spadek popularności PiS ani wzrost chęci głosowania na opozycję. To się może zmienić, jeśli władza rozpęta kryzys, który uderzy w codzienne prywatne interesy i poczucie bezpieczeństwa Polaków. I chyba, niestety, w tę stronę idzie.
Otóż, przed czym uparcie przestrzegamy, władza, która zamyka demokratyczne kanały komunikacji, zwiększa grożące eksplozją ciśnienie w społecznym tyglu. Te wszystkie rozlazłe i rozgadane instytucje demokracji – sejmy, sejmiki, trybunały, izby, rady, media, sądy, samorządy, organy konstytucyjne itp. – to są polityczne zawory bezpieczeństwa. Chronią nie tylko interesy różnych mniejszości, grup interesów czy prywatnych obywateli, ale także chronią władzę. Pokazał to dobitnie parlamentarny kryzys grudniowy, którego dalszy ciąg będziemy mieli w styczniu. Jeśli przegrani w wyborach nie słyszą swojego głosu w parlamencie, to rodzi się pokusa, aby tę frustrację wynieść na ulice. Zresztą opozycja, która według PiS tylko przeszkadza w rządzeniu, w gruncie rzeczy jest częścią systemu władzy, pełni rolę darmowego audytu, podpowiada mimowolnie, gdzie są słabości proponowanych rozwiązań, ujawnia grupy interesów, które władza może zneutralizować poprzez jakieś kompromisy i ustępstwa. Respekt dla opozycji – parlamentarnej, pozaparlamentarnej, domowej i ulicznej – to nie jest łaska prezesa (jak wam wybiorę szefa, to dam mu limuzynę), ale warunek jakiej takiej stabilności państwa. Radość, że oto wykiwany został Trybunał Konstytucyjny, okpiona i wykpiona opozycja, która niech sobie siedzi w nieogrzewanej sali sejmowej, jest po prostu głupia. Tędy wiedzie prosta droga do otwartego kryzysu, którego nawet przy największym oburzeniu na władze nie powinniśmy sobie życzyć.
Co zatem robić? Pozostają pokojowe środki nacisku, jak się parę razy okazało, mające pewną skuteczność. Z doświadczeń innych krajów, a także peerelowskiej opozycji, można ułożyć spory katalog takich metod. Protesty środowiskowe, demonstracje, skargi sądowe, listy protestacyjne, pikiety, ulotki, a jeśli to nie pomoże – to wtedy nieposłuszeństwo obywatelskie, strajki, okupacje. Robić hałas, nie bać się śmieszności, oskarżeń o radykalizm i warcholstwo, ignorować państwową propagandę, wspierać niezależne od partii media, na akcje aktywu robotniczego Piotra Dudy odpowiadać własnymi. Jak władza wraca do PRL, to opozycja też musi. Jak nie ma Trybunału Konstytucyjnego, zbudować Trybunał Obywatelski , gdzie można tworzyć instytucje równoległe wobec przejętych i zamrożonych przez władze. Będzie nam potrzeba w tym roku dużo cierpliwości, uporu, solidarności, odwagi i rozwagi.
Cały świat jest dziś niespokojny, rozchwiany, niebezpieczny. Piszemy o tym w wielu artykułach w tym szczególnym wydaniu gazety. Nasz pech, że akurat teraz mamy przy władzy ekipę kręcącą się wokół emocji, obsesji, wizji jednego człowieka, obcego nawet wśród swoich. Już nieważne, dlaczego nas to spotkało. Życzmy sobie, żeby złe scenariusze się nie spełniły. W minionych kilkunastu miesiącach pokazaliśmy się sobie także z bardzo dobrej strony. Więc tak trzymać, a nawet mocniej. Dobrego roku! Mimo wszystko. Ave my!