Gdy rozum śpi, budzi się postprawda, elegancka nazwa starodawnego kłamstwa.
Twórcy słownika Oxford Dictonaries uznali postprawdę za słowo roku, doceniając jej udział w zwycięstwie Donalda Trumpa i wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii. Ale i w Polsce postprawda ma się nieźle; internet sprzyja rozprzestrzenianiu się tyleż emocjonujących, co nieprawdziwych doniesień.
W postprawdy obrosło burzliwe posiedzenie Sejmu 16 grudnia, gdy po wykluczeniu posła Michała Szczerby z PO marszałek Kuchciński przeniósł obrady z okupowanej przez opozycję sali plenarnej do niewyposażonej w aparaturę do liczenia głosów Sali Kolumnowej. Opozycja zbojkotowała głosowania, w tym nad budżetem, a pod Sejmem zaczęły się demonstracje ludzi oburzonych działaniami PiS.
Prawicowe media twierdzą, że manifestacje pod Sejmem i Pałacem Prezydenckim nie były spontaniczne, bo zarejestrowano je już 9 i 13 grudnia. W rzeczywistości 9 grudnia zgłoszono manifestację w Alejach Ujazdowskich 1/3, czyli przed Kancelarią Premiera – a Sejm znajduje się 1,5 km dalej przy Wiejskiej 4/6/8. Z kolei na drugiej demonstracji (zgłosiła ją Paulina Piechna-Więckiewicz) Inicjatywa Polska, Razem i Zieloni chcieli zaprotestować przeciw reformie edukacji, ale z powodu wydarzeń w Sejmie manifestacja wyewoluowała w sprzeciw wobec działań PiS.
Dowodem na to, że opozycja planowała awanturę miało być według posła Piotra Liroya (Kukiz’15) zamówienie tysiąca kanapek. Catering ten zelektryzował fanów PiS; fakty są jednak takie, że jedzenie zamówiła Kancelaria Sejmu na wniosek Prezydium Sejmu, a więc ciała opanowane przez partię rządzącą.
Według Telewizji Publicznej w szczytowym momencie kryzysu zakłócany był sygnał kanałów TVP na multipleksie MUX 3, przez co wielu widzów w 13 województwach nie mogło obejrzeć orędzia Beaty Szydło.