Najpierw chciałbym pojazgotać w sprawie Tuska. Im więcej ma szans, żeby pozostać na drugą kadencję „prezydentem Europy”, tym bardziej politycy rządzący w Polsce podstawiają mu nogę i robią kwaśne miny. Tak, tak: Polacy przeciwko Polsce i Polakowi. Mózg państwa – Kaczyński, głowa państwa – Duda, premier państwa – Szydło, półkule mózgowe państwa – Szczerski i Waszczykowski, dwoją się i troją, żeby wykurzyć Polaka z najwyższego i najważniejszego stanowiska na świecie, jakie kiedykolwiek zajmował nasz rodak (pomijam JP II, bo ten startował w innej konkurencji). Dlaczego „nasi okupanci” (w sensie, w jakim używał tych słów Boy) tak źle życzą Tuskowi? Po pierwsze – dlatego że w piekle tylko przy polskim kotle nie potrzeba żadnego strażnika, bo niech tylko Polak spróbuje się wygrzebywać, to pozostali ściągają go na dno. Vide odmowa instytucji państwowych – wojska, poczty, straży pożarnej – wsparcia Wielkiej Orkiestry. Chcą utrącić Owsiaka tak jak ryją pod Tuskiem, bo nie jest ich. Tusk już wie, że jest zwolniony – mówił niedawno prezydencki minister Szczerski, przekazując zapewne His Master’s Voice.
Władza grymasi, że jako przewodniczący Tusk za mało robi dla Polski, za mało (dosłownie) podsyła do Polski informacji, za mało (dosłownie) urządza Polaków na stanowiskach w Brukseli, za mało reformuje Unię wedle recepty prezesa Kaczyńskiego. Czy jest możliwe, żeby ci ludzie byli tak ograniczeni, iż wyobrażają sobie, że 27 państw wybierze Tuska dlatego, że dużo robi dla Polski? Że w kampanii przed wyborem na przewodniczącego Tusk będzie przekonywał Węgra, Hiszpana czy Rumuna, żeby go wybrali, bo on zrobi dużo dla… Polski?