Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Co nasze, to nasze

Ileż cennych dóbr wywozi się co roku za granicę, wystarczy popatrzeć na statystyki eksportu!

W walce o polskość we własnym kraju odnieśliśmy w ubiegłym tygodniu istotne, choć jeszcze nie decydujące zwycięstwo. Firma Kaufland oświadczyła, że nie będzie używać słowa „nasze” w hasłach reklamowych zawierających zwroty „polskie produkty” czy „rodzime produkty”. Zwycięstwo zawdzięczamy posłance Krystynie Pawłowicz, która – słusznie zirytowana bezczelnością niemieckich kupców, usiłujących wciskać nam obce produkty jako polskie – zwróciła się z prośbą o interwencję do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Urząd ofuknął Germańców, którzy pośpiesznie zadeklarowali, że więcej kłamliwych haseł używać nie będą. Musimy się jednak bronić nie tylko przed ekspansją zagranicznych produktów sprzedawanych czy reklamowanych jako polskie, ale też przed inwazją obcych produktów w ogóle. Potrzebna jest wielka, ogólnonarodowa akcja pod hasłami „Kupuj tylko polskie” i „Swój do swego po swoje”.

Tu, na naszej ziemi, jakże bowiem jesteśmy zmęczeni i stłamszeni zalewem cudzoziemszczyzny. Chińskie majtki, wietnamskie buty, azjatyckie koszulki z motywem Żołnierzy Niezłomnych, szwajcarskie zegarki, niemieckie samochody. Aż strach wyliczać. Od obcych nie tylko nie powinniśmy nic kupować, ale też niczego im nie sprzedawać. Ileż cennych dóbr wywozi się co roku za granicę, wystarczy popatrzeć na statystyki eksportu!

Czy jednak obywatelska akcja wystarczy dla zahamowania wywozu, a zwłaszcza przywozu, którego całkowite wyeliminowanie powinno być naszym dalekosiężnym celem, istotnym elementem strategii odpowiedzialnego rozwoju w oparciu o samych siebie? Przed zalewem towarów i usług obcego pochodzenia powinien nas skuteczniej bronić parlament oraz rząd i jego agendy. Posłanka Pawłowicz nie może być osamotniona.

Polityka 9.2017 (3100) z dnia 28.02.2017; Felietony; s. 4
Reklama