Kraj

PiS chce zmienić lex Szyszko. Czy to powstrzyma Polaków przed wycinką?

Dziesiątki smutnych przykładów ze wszystkich stron Polski pokazują zasięg tzw. lex Szyszko. Dziesiątki smutnych przykładów ze wszystkich stron Polski pokazują zasięg tzw. lex Szyszko. Asa Rodger / StockSnap.io
Projekt nowelizacji ma zakładać, że wycinający będzie musiał cięcie zgłaszać gminie.

Prawo i Sprawiedliwość zapowiada, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu naprawi błąd popełniony podczas grudniowych głosowań w Sali Kolumnowej. Znowelizuje ustawę o ochronie przyrody, która w obecnym kształcie pozwala osobom fizycznym na ścięcie niemal każdego drzewa na należących do nich posesjach.

Dziesiątki smutnych przykładów ze wszystkich stron Polski pokazują zasięg tzw. lex Szyszko, zwłaszcza na działkach, których wartość po ścięciu drzew znacząco wzrasta. Na razie zapowiedzi zmian są dość zagadkowe, prawdopodobnie powstają rozwiązania zgodne z zasadą: zniesmaczonemu Jarosławowi Kaczyńskiemu świeczkę, krytykom ogarek.

Na czym polega „dobra zmiana” w przyrodzie?

Projekt nowelizacji ma zakładać, że wycinający będzie musiał cięcie zgłaszać gminie. Nie bardzo wiadomo, jak samorządy miałyby powstrzymywać rodaków, którzy w ciągu dwóch miesięcy obowiązywania zliberalizowanych przepisów odkryli w sobie smykałkę do ścinki. Propozycja jest dość karkołomna, budzi wątpliwości, czy gminy zdołają sprawdzić, w jakim celu drzewo zostało usunięte (za ścięcie związane z prowadzeniem działalności gospodarczej trzeba słono płacić).

Właśnie walka z kombinatorami oraz zalew nieoczekiwanej krytyki wydaje się głównym motorem nowelizacji. Choć trzeba odnotować, że zdarza się przedstawicielom rządu, partii rządzącej i wspierającym ich środowiskom, w tym niektórym tzw.

Reklama