Jeden obywatel, szef PiS, czuł się zaniepokojony poczynaniami innych obywateli, a mówiąc ściśle Obywateli RP. To oni od ponad roku przeszkadzają Kaczyńskiemu celebrować tzw. smoleńskie miesięcznice. To dziwny spektakl, w którym modlitwy mieszają się z agresywną polityczną retoryką. Na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim prezes mówi o tych, którzy mają krew na rękach, o łotrach, którzy śmią mu się sprzeciwiać. I powtarza jak mantrę, że prawda o zamachu coraz bliżej.
Obywatele RP to grupa nieformalna, rodzaj ruchu społecznego skupiającego osoby, które kontestują poczynania polityków PiS. Było im za ciasno w gorsecie narzucanym przez Komitet Obrony Demokracji i wybrali własną drogę. 10 lutego 2016 r. po raz pierwszy stanęli niewielką grupką naprzeciw Kaczyńskiego, jego świty i tzw. ludu smoleńskiego. To był protest przeciwko głoszeniu kłamstwa, nazywaniu katastrofy samolotu zamachem i wykorzystywaniu tragedii smoleńskiej do uprawiania partyjnej propagandy. Potem stawali już co miesiąc. Smoleńscy lżyli ich, grozili rękoczynami, ale grupa Obywateli RP nie podejmowała sporu. Nazwali swój protest godnościowym.
10 listopada 2016 r. Obywatele RP zapowiedzieli, że następną kontrmiesięcznicę zorganizują w miejscu tradycyjnie zajmowanym przez orszak prezesa PiS, czyli na froncie Pałacu Prezydenckiego, jeśli władze nie zrezygnują z ekshumacji szczątków tych ofiar katastrofy smoleńskiej, których rodziny nie wyrażają na to zgody. Oczywiście z ekshumacji nie zrezygnowano. Natomiast podjęto błyskawiczne prace nad zmianą prawa o manifestacjach. Poprzednią ustawę o zgromadzeniach publicznych uchwalono w 2015 r. Podpisał ją prezydent Andrzej Duda. Z punktu widzenia prezesa PiS okazała się zbyt liberalna.