Kraj

Czarna skrzynka w kropki bordo

Gdziekolwiek człowiek spojrzy – sztuka zdemoralizowana, i to za publiczne pieniądze.

WICEMINISTER: – Bardzo słusznie pan zrobił, panie premierze, że nie zaszczycił obecnością Muzeum II Wojny. To by była strata czasu. Jak człowiek coś kasuje, to lepiej, że jest obiektywny, nie ma stosunku osobistego, ręka mu nie zadrży. Poza tym, między nami, jak tylko przekroczę próg jakiegoś Luwru czy innego Prado – od razu bolą mnie nogi, mam chyba alergię na muzea. Jesteśmy dosłownie okrążeni przez Ermitaż, Pergamon, Pinakotekę, Luwr, British Museum. To dla nas śmiertelne zagrożenie.

WICEPREMIER: – Pan najlepiej wie, panie ministrze, jak cenny jest mój czas. Nie mogę go trwonić na oglądanie jakiegoś muzeum Tuska. Nie odwiedziłem jeszcze wszystkich pomników Jana Pawła. Na szczęście popiersie Prezydenta Tysiąclecia Antoni umieścił dwa kroki od ministerstwa, więc mam blisko.

– I blisko siedziby garnizonu, więc można go mieć na oku. I dwa okazałe pomniki też.

– Na oku? Kogo? Po co? Przecież pomnik nie odejdzie.

– Ale mogą go oszpecić, a nawet ukraść, sprzedać na złom i na wódkę. Czytał pan premier, co o nas piszą w „Gazecie”: „Bandycki skok na muzeum”, nazywają nas łajdakami. „Ministerstwo Kultury Garnizonowej” im się śni.

– Ja tego nie biorę do ręki. A tym bardziej do siebie.

– Pan premier sobie nie wyobraża, do czego jest zdolna ta czerwona lumpeninteligencja. Jak były urodziny poetki, to w ciągu dnia jej pomnik na Saskiej Kępie tonął w kwiatach, a po zmierzchu kwiaty zniknęły. A mówią, że to inteligencka dzielnica.

– Mam nadzieję, że choć tam mieszkam, to nie mnie pan podejrzewa. Ale w tym Gdańsku zrobiliśmy kawał dobrej roboty. No, nie sami, nie sami, nie możemy sobie przypisywać całej zasługi.

Polityka 16.2017 (3107) z dnia 18.04.2017; Felietony; s. 94
Reklama