Dwaj lubelscy sędziowie ziemscy Stanisław Pszonka i Piotr Kaszkowski, ojcowie założyciele tzw. Rzeczpospolitej Babińskiej, spraszali gości na biesiady, przestrzegając zasady: nie idzie się na tańce przed jedzeniem! Dopiero gdy brzuchy były już pełne, obficie podlane winem, zaczynała się zabawa. Przebrany za księdza żyjącego ponad stan duchowny, szlachciura pokrzykiwał:
„Księdza na pogrzeb spraszają/Wino przed nim zastawiają./Jak łyknie raz, drugi wina/Duszę często przypomina/Z wielkim westchnieniem./A na odpust zaproszony/Nie bierze się o ambony/Aż łyknie raz, drugi, trzeci…”.
Inny z zaproszonych do Babina gości popisywał się wierszykami o babie, która dopiero wtedy jest rada, gdy wszyscy całują ją – w rzyć. Po świntuszeniu przyszła kolej na politykę:
„Wybrało się siedem grzechów na Sejm do Warszawy/Szumno, świetnie wjechali mając pilne sprawy./Pycha w rynku stanęła. Łakomstwo w ulicach./Gniew z zazdrością u kupców./Obżarstwo w piwnicach”.
Najgłośniej bawiono się jednak, gdy poruszano tematy rodowodów i koligacji. Wykpiwano szaraczków chełpiących się pokrewieństwem z historycznymi postaciami:
„Który dom w Polsce straszy? Jest Chamiec od Chama./I Abramowicz także jest od Abraama”.
Opowieści genealogiczne… Mimo upływu lat przetrwały. Ileż to razy słyszymy dziś, jakie wspaniałe rodowody mają politycy, działacze, celebryci, herbowe paniska, wywodzące swój ród od Piasta Kołodzieja, starożytnych konsulów i świętych pańskich.
Szlachcic bez urzędu
Co tam wypisy z herbarzy – zabawą, dzięki której RP Babińska trwale zapisała się w pamięci, stało się rozdawanie urzędów, a wielki był ich głód.