Alterglobaliści? No pasarán!
Dlaczego w Polsce nie ma przeciwników globalizacji
W Hamburgu demonstrowali przede wszystkim młodzi. U nas – do czasu niedawnych protestów przeciwko przejęciu przez władzę kontroli nad KRS, sądami powszechnymi i Sądem Najwyższym – prawie nie było młodych na ulicach. Jeśli już, to młodzieżą na manifestacjach mogli pochwalić się narodowcy. Notabene, spora część wszelkiej maści narodowców przyznaje się do poglądów antyglobalistycznych. Nie podoba im się amerykanizacja kultury, którą uważają za zagrażającą polskiej tradycji, ani laicyzacja i liberalizm obyczajowy, które utożsamiają z globalizacją. Mimo to alterglobalizm polski ma przede wszystkim lewicowy charakter.
W Polsce funkcjonują wszystkie ważniejsze (alter)globalne organizacje na czele z ATTACK Polska, ukazują się Indymedia i „Le Monde Diplomatique”, i książki najważniejszych krytyków globalizacji, a z alterglobalistycznymi poglądami identyfikuje się bardzo wiele organizacji mniej lub bardziej lewicowych (w tym „Krytyka Polityczna”, do zespołu której należę). Wszystko, co trzeba, mamy. Mamy internet i media społecznościowe, czyli podstawowe instrumenty alterglobalistów, którzy pierwsi nauczyli się, jak je wykorzystać do uprawiania polityki na ulicach. Mamy też znacznie silniejszą pozycję poglądów neoliberalnych, które zdominowały debaty o transformacji po 1989 r. Dopiero od kilku lat debata na temat gospodarki i spraw zagranicznych jest bardziej pluralistyczna. Polska, podobnie jak cały nasz region, ma też inny stosunek do Stanów Zjednoczonych niż Francja albo Niemcy, a nawet same Stany Zjednoczone, gdzie w istocie antyamerykanista, krytyk elit i Waszyngtonu, globalnego handlu, został wybrany na prezydenta.
Do niedawna więc sojusz z Ameryką i liberalizm ekonomiczny był w Polsce niepodważalnym światopoglądem, tak naturalnym i oczywistym w debacie publicznej, że dla większości jej uczestników był przezroczysty jak powietrze.