Jan Hartman
8 sierpnia 2017
Wystarczająco dobrzy?
W świecie, w którym ja nie oceniam ciebie, a za to ty nie oceniasz mnie, etyczność więdnie.
Nieczęsto zdarza się, że na naszych oczach rodzi się nowa idea moralna. Nie było nas na świecie, gdy nasi wielcy, acz wcale niedawni przodkowie powzięli nowe zasady moralne, uznawszy, że niewolnictwo jest haniebne, zaś przywileje wynikłe z urodzenia są niesprawiedliwe, podobnie jak dyskryminacja kobiet i ras, a za to każdy ma prawo do fizycznej nietykalności, do wolności i swobód obywatelskich. Najstarsi mogą za to pamiętać, jak rodziła się idea socjaldemokratyczna, w myśl której każdemu należy się elementarne zabezpieczenie materialne, przy czym uprawnienie to należy do zupełnie innego porządku niż obowiązek okazywania miłosierdzia i nadzieja skorzystania z jego dobrodziejstw.
Nieczęsto zdarza się, że na naszych oczach rodzi się nowa idea moralna. Nie było nas na świecie, gdy nasi wielcy, acz wcale niedawni przodkowie powzięli nowe zasady moralne, uznawszy, że niewolnictwo jest haniebne, zaś przywileje wynikłe z urodzenia są niesprawiedliwe, podobnie jak dyskryminacja kobiet i ras, a za to każdy ma prawo do fizycznej nietykalności, do wolności i swobód obywatelskich. Najstarsi mogą za to pamiętać, jak rodziła się idea socjaldemokratyczna, w myśl której każdemu należy się elementarne zabezpieczenie materialne, przy czym uprawnienie to należy do zupełnie innego porządku niż obowiązek okazywania miłosierdzia i nadzieja skorzystania z jego dobrodziejstw. Moralność rozwija się w czasach nowożytnych w tempie prawie tak spektakularnym jak nauka. Można czasami dostać od tego zawrotu głowy. Owóż w latach 70. XX w. zakiełkowała nowa koncepcja, streszczająca się w afirmacji umiarkowania w dobru, bycia dobrym tylko „wystarczająco”, good enough. Zaczęło się w psychoanalizie i pedagogice od upominania rodziców, żeby nie dążyli za wszelką cenę do perfekcji własnej i nie oczekiwali jej od dzieci. Jeśli nie damy sobie trochę „luzu”, grozi nam udręka kompulsywnego perfekcjonizmu, znęcanie się nad sobą i dziećmi nieustannym moralizowaniem, a w końcu trwała frustracja i zgorzknienie. Z biegiem czasu idea „wystarczającego dobra” rozlała się szeroko na wszystkie obszary życia. Wystarczające dobre powinno być wszystko – partner, mieszkanie, samochód, przyjaciel, całe życie... Ucho etyka dosłyszy się w tym powszechnym wezwaniu do powściągania ambicji, nie wyłączając ambicji moralnych, po pierwsze, dziwną sprzeczność, a po drugie, cichy bunt przeciwko moralności i moralistyce. I niekoniecznie jest to bunt nihilistyczny czy taki, który wynikałby z niezgody na wszelką obłudę – tyleż pospolitą w moralistyce, co przez moralistów potępianą. Tu chodzi jeszcze o coś innego, wcześniej nieznanego – niechęć do stosowania kategorii etycznych jako niespójnych z życiem, zawodnych. Wiadomo, że lepsze jest wrogiem dobrego. Jakże więc mogliśmy godzić się na to, aby coś doskonalszego uchodziło za gorsze od mniej doskonałego, bo będącego zaledwie „wystarczająco dobrym”? Czyż „wystarczająco dobry” to nie tyle, co „optymalny”, czyli najlepszy? A jednak nawet słowo „optymalny” zmieniło swe potoczne znaczenie i mówi teraz o czymś... no właśnie, dostatecznie dobrym. Sprzeczność wszak można znieść tylko wtedy, gdy jest pozorna. Tak naprawdę chodzi tu o to, że skoro ideałów nie ma, to może nie jest rzeczą uczciwą zachowywać się tak, jakby się do nich dążyło. Może trzeba mieć inne wektory niż jakiś nieokreślony i niedosiężny ideał cnoty? Nie w tym rzecz, aby z niedoskonałości czynić cnotę, lecz raczej żeby w ogóle zrezygnować z myślenia o nakazach, zakazach, obowiązkach, normach i cnotach. Że cały ten słownik etyczny jest opresyjny i nie służy wcale temu, żeby ludzie byli dobrzy i szczęśliwi. Wielkiego zagrożenia dla etyki jeszcze w tym nie widać, jednakże jakieś chmury na horyzoncie się zbierają. Etyk może bez trudu wskazać na dobrze znane wartości, takie jak wyrozumiałość, powściągliwość w ocenach, dobre, wybaczające serce. Co więcej, etyce nieobca jest bynajmniej niezgoda na pychę moralizmu, a także afirmacja wybaczającej miłości, która z łagodnym sercem godzi się na wady i ułomności kochanych osób, a pośrednio też na ułomność ludzką w ogólności. To także jest klasyka etycznego myślenia. Z drugiej strony etycy doskonale wiedzą, jak łatwo ześlizgnąć się w arogancki amoralizm, nihilizm i permisywizm. Są to postawy niemalże powszechne. „Niech pierwszy rzuci kamień, kto jest bez winy” – powiadali już starożytni Żydzi. „Jakie ty masz
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.