Kraj

Na szczęście są drzwi od stodoły

M-346 Bielik M-346 Bielik Andrzej Rogucki

Samoloty szkoleniowe są, ale nie zostały przyjęte na stan uzbrojenia, więc nie mogą latać. Pat trwa.

Od 10 miesięcy polscy piloci czekają na możliwość szkolenia się na samolotach M-346 Bielik. Sytuacja jest tym bardziej frustrująca, że dwa samoloty już od października zeszłego roku stoją na lotnisku w Dęblinie. – Za każdym razem, kiedy przechodzę koło tych samolotów, trafia mnie szlag. Nowiuteńkie hangary, w nich najnowocześniejsze maszyny szkoleniowe na świecie. A my dzień w dzień reanimujemy obok 40-letnie Iskry i udajemy, że to się jeszcze nadaje do szkolenia – mówi jeden z instruktorów z Dęblina.

Pierwsze Bieliki przyleciały do Polski pod koniec października 2016 r. Polscy piloci dokonali oblotów, które potwierdziły sprawność maszyn w locie. Jednak sam producent przyznał, że samolot nie spełnia wszystkich przewidzianych w umowie zapisów, co do elektronicznej symulacji uzbrojenia. – Na początkowym etapie szkolenia symulacja uzbrojenia to sprawa drugorzędna. W zasadzie już dziś moglibyśmy posadzić za sterami tych samolotów pierwszych kandydatów na pilotów F-16 – dodaje instruktor.

MON uznał jednak, że włoski producent dostarczył sprzęt niezgodny z dokumentacją zamówienia i nie przyjął maszyn na stan uzbrojenia sił zbrojnych. Wydawało się, że sprawę uda się załatwić w ciągu kilku miesięcy. Rozmowy utknęły w martwym punkcie. Sytuacja jest patowa. MON nalicza producentowi wysokie kary umowne – 0,1 proc. za każdy dzień opóźnienia, co według jednego ze źródeł oznacza już prawie 50 mln zł kar. Jednak to polskie lotnictwo najbardziej traci. – Macierewicz wyśmiewał Komorowskiego za tekst, że polski pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły. Jak tak dalej pójdzie, to nic więcej do szkolenia nam nie zostanie.

Polityka 35.2017 (3125) z dnia 29.08.2017; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 7
Reklama