Norweg, Francuz, a nawet Niemiec rozebrani do gołego i położeni na stole operacyjnym są nie do odróżnienia. Co innego Polak, ten prawdziwy oczywiście, żadna tam zdradziecka morda. Delikatny refleks grunwaldzkiej wiktorii ma na czole, zaś wokół daje się wyczuć smużkę zapachu Bolesława Chrobrego. I właśnie dlatego wystarcza mu 4,7 proc. PKB na ochronę zdrowia, z szansą na podwyżkę (jak oszukuje rząd) w 2025 r. Niemiec już dziś musi mieć 9,5. Wiadomo, że piszę o tym, bo w Polsce trwa dramatyczny protest młodych lekarzy. Chodzi im przede wszystkim o wyjście z trwającego od lat bezwładu w służbie zdrowia. Wyjechać za granicę i dobrze zarabiać mogą w każdej chwili. Są ludźmi wolnymi – dobrze wykształconymi, znającymi języki. Europa, i nie tylko, czeka na nich z otwartymi ramionami.
Nasi milusińscy – Beata Szydło, Mariusz Błaszczak czy sam Jarosław Kaczyński – wyjechać nie mogą, bo nikt nigdzie na nich nie czeka. Nie mają wyjścia i co gorsza dobrze o tym wiedzą. Jeśli chcą przetrwać, to ich jedyną szansą jest izolować Polskę. Kolczastymi różańcami na granicach lub wysyłaniem inkwizycyjnych apeli do Komitetu Praw Człowieka ONZ. Jak ostatnio – o przychylne potraktowanie prośby naszego rządu, by można było przywrócić karę śmierci i całkowicie zakazać aborcji, a w razie nieposłuszeństwa wsadzać za nią kobiety do więzienia. Oczywiście lekarzy też.
Zaskoczenie polskiego rządu protestem młodej inteligencji medycznej jest chyba autentyczne. Bo przecież wszystko tak dobrze szło. Trybunału Konstytucyjnego nie ma, sądy już na widelcu – tylko konsumować, a Antoni Macierewicz znów odkrył „moment eksplozji”. Do tego sondażowe słupki poszły w górę, no i udało się zbudować parkan wokół prześlicznej Centrali Rybnej PiS na Ciemnogrodzkiej w Warszawie.