Jerzy Owsiak stanął dziś przed sądem za wykroczenie polegające u używaniu publicznie słów wulgarnych (art. 141 kodeksu wykroczeń). Został ukarany naganą. Ma zapłacić sto złotych kosztów sądowych.
Na zakończenie tegorocznego Przystanku Woodstock podczas wspólnego wykonania pożegnalnego utworu powiedział: „Pier… polityków!”. I dalej: „Chcę ich zapytać o jedno. Czy macie, k…, serce do ludzi? To miejcie je!”. Sprawa ma wymiar symboliczny, komiczny i prawny.
Kara dla Owsiaka, a nie dla ks. Międlara?
Komiczne jest zaangażowanie aparatu ścigania i wymiaru sprawiedliwości do ścigania działacza społecznego i artysty za użycie słów, które na co dzień słyszymy w tramwaju, na ulicy, ze scen teatralnych, kabaretowych, w telewizji i niemal każdym amerykańskim czy polskim filmie.
Komiczne, ale też symboliczne. Bo nie ściga się (a wszczęte postępowania umarza) młodych „patriotów” krzyczących o wieszaniu „islamistów”, nawołujących „pedały do gazu”, nie mówiąc już o okrzykach, hasłach czy gestach antysemickich. Przypomnę sprawę byłego już księdza Międlara czy szefowej dolnośląskiego ONR Justyny H., która na wiecu mówiła o „islamskim ścierwie” czy „żydowskich imperialistach”. To już nie kwalifikowało się na wykroczenie, ale na przestępstwo znieważania grupy narodowościowej i nawoływania do nienawiści.
Symboliczne jest to, że Rzeczpospolita pisowska nie zajmuje się przedstawicielami elektoratu PiS. Zajmuje się postacią symboliczną dla nie-PiS-u za nawoływanie – fakt, że z dodatkiem „p” i „k” – do tego, żeby politycy mieli serce dla ludzi.
Symboliczne jest to, że wezwania pokojowe zasługują na karę, a wezwania do nienawiści są przez organy państwa chronione.
No i symboliczne jest to, że dzieje się to na polecenie ugrupowania politycznego, które szło do wyborów z hasłem „nie będzie świętych krów”. Nacjonaliści, ksenofoby, homofoby i antysemici wyraźnie zostali świętymi krowami w Rzeczpospolitej PiS.
Dlaczego Jerzy Owsiak został ukarany?
Szczególnie ciekawy jest wymiar prawny. Jerzy Owsiak i ci, którzy stają w jego obronie, mówią, że to zamach na wolność słowa. Po pierwsze – z wymienionych wyżej powodów. Państwo wybiera sobie wypowiedzi i osoby, które będzie ścigać. Po drugie dlatego, że przy ocenie czynu trzeba brać pod uwagę kontekst. A kontekst jest taki, że wypowiedź miała miejsce podczas festiwalu rockowego, na którym – z założenia – używa się języka swobodnego i dosadnego.
Żaden z jego uczestników ani odbiorców telewizyjnych, którzy chcieli oglądać, co działo się na Przystanku Woodstock, nie mógł się słowami na „p” i „k” poczuć obrażony czy zgorszony. A wypowiedź Owsiaka, wyrażona w emocjonalnej, dosadnej formie, nie miała na celu zgorszenia. Była udziałem w debacie publicznej, wypowiedzią na ważne społeczne i polityczne tematy. Takie wypowiedzi są chronione, nawet jeśli padają w kontrowersyjnej formie.
Poza tym – jak już wspomniałam – słowa na „p” i „k” są w Polsce, niestety, w powszechnym użyciu, i to we wszystkich środowiskach, łącznie z elitami politycznymi. Można więc – i tu pole dla językoznawców – zastanowić się, czy aby nie przestały już być typowymi wulgaryzmami. Podobnie jak angielskie „fuck” czy polskie „zajebiście”.
Wreszcie: standardem ustanowionym w wielu wyrokach przez Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu jest, że politycy – a do nich była adresowana wypowiedź Owsiaka – powinni mieć „grubszą skórę”, bo wobec nich w publicznych wypowiedziach można sobie pozwolić na znacznie więcej niż w stosunku do osób niepełniących funkcji publicznych czy niebędących osobami publicznymi.
I tu dochodzimy do najciekawszego zagadnienia prawnego. Otóż wszystko to, co powyżej, dotyczy PRZESTĘPSTW. Tymczasem Jerzy Owsiak został ukarany za WYKROCZENIE. Normalnie nie byłoby różnicy: zasady wolności słowa powinny być takie same, niezależnie od prawnokarnej kwalifikacji czynu. Ale nie w Polsce.
Wykroczenie i przestępstwo w obliczu polskiego prawa
Otóż w polskim prawie przestępstwem jest tylko czyn „społecznie szkodliwy” w stopniu większym niż „znikomy” (art. 1 par. 2 kk). Natomiast wykroczeniem jest każdy czyn „wypełniający znamiona” (czyli posiadający cechy) wymienione w kodeksie wykroczeń. I nie ma znaczenia szkodliwość: wyższa, niższa czy znikoma. Bo przez sam fakt opisania danego czynu w kodeksie wykroczeń ustawodawca uznał go za społecznie szkodliwy. Prowadzi to do paradoksalnej sytuacji, w której ten sam czyn, jeśli uznamy go za przestępstwo, nie będzie podlegał jakiejkolwiek karze, a jeśli uznamy za wykroczenie – będzie karany.
Sprzed paru lat pamiętamy sytuację, gdy Krzysztof Olkowicz, ówczesny dyrektor zakładu karnego, a obecnie zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich, zapłacił grzywnę za chorego psychicznie skazanego, żeby nie zamknąć go w więzieniu. Skazany ukradł w sklepie batonik i nie zapłacił zasądzonej za to grzywny. Olkowicz przegrał we wszystkich instancjach. A Rzecznik Praw Obywatelskich przegrał przed Sądem Najwyższym, do którego zwrócił się z pytaniem prawnym, czy można kodeks wykroczeń interpretować tak, że nawet zachowanie o zerowej szkodliwości – czy wręcz motywowane prospołecznie – będzie wykroczeniem. Sąd Najwyższy uznał, że można.
Jerzy Owsiak niewątpliwie powiedział to, co powiedział. I niewątpliwie zrobił to publicznie. A więc „wypełnił znamiona” wykroczenia. Czyli w świetle orzeczenia Sądu Najwyższego i „utrwalonego orzecznictwa” musiał zostać ukarany.
Ale mam nadzieję, że to nie koniec. Jeśli kara zostanie utrzymana, namawiam Owsiaka do skargi do Trybunału w Strasburgu. Warto, żeby Trybunał ocenił, czy taka sytuacja, gdy władza może wymusić na sądzie ukaranie kogoś tylko za to, że „wypełnił znamiona”, a sąd nie może wziąć pod uwagę okoliczności czynu i „właściwości sprawcy”, nie narusza zasady sądowego wymiaru sprawiedliwości. I – w tym konkretnym przypadku – wolności słowa.
Ale przedtem Owsiak odwoła się od wyroku. I może sąd odwoławczy zbada, czy te słowa, wypowiedziane w tym kontekście, w ogóle można uznać za wulgarne. Bo może Owsiak jednak nie „wypełnił znamion”?