Tegoroczne Święto Niepodległości to tylko wstęp do przyszłorocznego patriotycznego karnawału, który zafunduje nam władza na okrągłą rocznicę. Lepszej kalendarzowej okazji ów samozwańczy „obóz patriotyczny” (bądź nie wiedzieć czemu „niepodległościowy”) nie mógł sobie wyobrazić.
Rzucony pół roku temu przez prezydenta Dudę pomysł referendum konstytucyjnego na przyszłoroczne święto czytelnie ujawnia polityczne intencje. Przy okazji wywołując nieubłagane skojarzenia z niechlubną konstytucją kwietniową z 1935 r., sankcjonującą autorytaryzm władzy. I nie ma tu większego znaczenia, że inicjatywa prezydenta jest elementem gry z Jarosławem Kaczyńskim o polityczną podmiotowość. Nic bowiem nie wskazuje, aby ich ogólne dążenia poważnie się różniły.
Tradycja niepodległościowa, którą będziemy przez najbliższy rok bez umiaru eksploatować, w obecnej Polsce w coraz mniejszym stopniu jest tradycją wspólnotową. Stała się agresywnym narzędziem uprawiania polityki prowadzącej do delegitymizacji przeciwnika. Używa się jej do szantażu. Można ją przyjąć, ale to wiąże się z akcesem do „obozu patriotycznego”. A komu taka perspektywa niemiła, musi się przygotować na rolę wroga niepodległości Polski.
Nowe możliwości
Słynna uwaga Jerzego Giedroycia o rządzących Polską trumnach Piłsudskiego i Dmowskiego przez lata uważana była za chybioną. Rzucając ją tuż po przełomie 1989 r., redaktor „Kultury” odniósł się zapewne do gasnących już wtedy ideowych sporów toczonych przez opozycję demokratyczną w latach 70. i 80. Gdy miały jeszcze one swój polityczny i etyczny sens.
Lecz w 1989 r. nawet solidarnościowe dziedzictwo – próbujące łączyć różne ideowe tradycje – było już atrapą. Dokonała się wielka geopolityczna zmiana, która przyniosła demokrację parlamentarną i gospodarkę rynkową, obie ufundowane na wzorcach z importu.