Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Gest Belki, gest Kozakiewicza

Polscy dyplomaci głównie się pakują.

Czy mamy kwitować to, co „dobra zmiana” robi dobrego, czy też – z powodu zasadniczej do niej awersji – odrzucać wszystko, co jest made by PiS? Moim zdaniem, chociaż „dobra zmiana” jest odrażająca (a jest), to trzeba oddać cesarzowi co cesarskie, żeby nie tracić wiarygodności. Nawet jeśli prezes ma ludzi w głębokiej pogardzie i bez żadnego trybu w Sejmie krzyczy lub ogląda atlas kotów, podczas gdy jego minister stara się jak może na mównicy.

Kiedy kilka dni temu profesor Marek Belka w programie Moniki Olejnik chwalił Mateusza Morawieckiego, mówiąc, że ten ma „imponujące” wyniki, poczułem się uspokojony, że (w odróżnieniu od dyplomacji, wojska czy sądownictwa) gospodarki jeszcze nie rozwalili. Nie jestem zwolennikiem zasady „im gorzej dla Polski, tym lepiej dla opozycji”. Podobało mi się, że wybitny ekonomista i człowiek lewicy potrafi wznieść się ponad podziały i powiedzieć dobre słowo o kimś z całkiem innej parafii.

Poglądy polityczne Mateusza Morawieckiego są mi obce, tym bardziej że jest on za zburzeniem Pałacu Kultury, ale jeżeli chodzi o gospodarkę, to wierzę Belce. W stosunku do „dobrej zmiany” potrzebny jest zarówno gest Kozakiewicza (znacznie częściej), jak i gest Belki. Niestety, kilka dni później w tej samej TVN24 inny wybitny ekonomista prof. Balcerowicz nie zostawił na „dobrej zmianie” suchej nitki, dając do zrozumienia, że to wszystko deficyt i prototyp. Zostałem zdezorientowany. Kto ma rację – Belka czy Balcerowicz? Kimże ja jestem – że powtórzę za papieżem Franciszkiem – żeby oceniać takie autorytety? Mogę tylko wyciągnąć średnią: nie jest tak dobrze, jak mówi Belka, ani tak źle, jak ostrzega Balcerowicz.

Niestety, na innych frontach bijemy rekordy wstydu i głupoty.

Polityka 48.2017 (3138) z dnia 28.11.2017; Felietony; s. 94
Reklama