A gdyby? Przypadkowa historia III RP
Alternatywna historia III Rzeczpospolitej
Dominuje pogląd, że o biegu historii decydują obiektywne siły, duch czasów. Ale zawsze fascynowały sytuacje graniczne, gdy zdawało się, że historia stanęła na czubku szpilki i byle podmuch mógł zadecydować, w którą stronę się przechyli i poleci. Bo często dopiero po latach twierdzi się, że coś było nieuchronne, że oto nadpłynęła fala, która wszystkich poniosła. A może wcale nie? Może przekonanie, że coś musiało albo musi się stać, jest często złudzeniem, nadmiernym fatalizmem, który powoduje, że – także dzisiaj – postrzega się przyszłość jako przesądzoną, chociaż ona taka nie jest?
W wielu przypadkach waga tak zwanych procesów społecznych jest chyba przeceniana. Tworzy się dalekosiężne scenariusze, wskazuje na nieubłagane linie trendów. I prorokuje: oni muszą stracić władzę, albo – oni muszą wygrać, ta władza jest na dekady, trzeba czekać, aż bieg rzeki zawróci. A czasami jedno zdarzenie wywraca sytuację, a wszystkie dogłębne analizy lądują w koszu. Dzisiaj w Polsce dla jednych to przestroga, dla innych – nadzieja.
Polska historia współczesna, ta trwająca od 1989 r., miała wiele momentów, kiedy dzieje mogły potoczyć się różnie, dać inne efekty niż te, które znamy i których doświadczyliśmy. Może ten alternatywny wymiar nie ma wielkiego ciężaru historycznego, ale gdy się zagłębimy w warianty, które się tu pojawiają, często rysują one perspektywy poruszające wyobraźnię. Przyjrzyjmy się zatem kilku takim zdarzeniom, punktom zwrotnym i ich alternatywom.
Wybór przez Zgromadzenie Narodowe Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta przewagą jednego głosu
19 lipca 1989 r.
O tym wyborze zadecydowali parlamentarzyści wywodzący się z Solidarności, głosując bądź wstrzymując się od głosu. Było o włos. O pełnej kontroli nad tą procedurą nie mogło być mowy, chociaż potem niektórzy tak twierdzili – że chodziło o to, aby Jaruzelskiego wybrać, ale żeby miał najmniejszą legitymację z możliwych.