Niezłą lekcję dobrych manier i kindersztuby daje dr Karol Nawrocki, nowy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, mianowany na miejsce prof. Pawła Machcewicza. Jak wiadomo, muzeum Machcewicza, Styrona, Daviesa i innych było politycznie niesłuszne, mianowano więc słusznego gubernatora. W sytuacji, kiedy na muszce jest nawet Muzeum Auschwitz-Birkenau, Centrum Badań Zagłady oraz inne zasłużone placówki historyczne, atak na Muzeum II Wojny przestaje dziwić. Kto wygrywa wybory – ten dyktuje historię. Historia jest niczym łup, niczym berło w rękach zwycięzcy. Wicepremier Gliński po królewsku nosi koronę władcy historii. Akcję w Gdańsku przygotowano metodycznie: starannie dobrani recenzenci, potem usunięcie głównego autora muzeum, wreszcie nominacje nowej dyrekcji i rady. Niektórzy recenzenci weszli w skład Rady Muzeum, które wcześniej oceniali. To wszystko normalka.
Co natomiast dziwi, to elegancja, z jaką dr Nawrocki wyraża się o swoim poprzedniku. Zamiast nabrać wody w usta, że nie chciałby wypowiadać się o poprzedniej dyrekcji, że to, co dobre – będzie kontynuował, a to, co mu się nie podoba – poprawi, nowy dyrektor się nie patyczkuje. W „Sieci” mówi: „Bohaterowie, którzy dla Polaków są najważniejsi, jak rtm. Witold Pilecki, Irena Sendlerowa, zostali w przestrzeni ekspozycji najgłębiej schowani. Poczucie dumy naszego narodu zostało zastąpione braniem na siebie win za najgorsze rzeczy, a przedstawienie stosunków polsko-żydowskich (...) miało definiować Jedwabne (kilkuset zabitych), wciśnięte między pogromy w Jassach i we Lwowie (kilka tysięcy zamordowanych w każdym z tych miejsc) (...).
O kwestii ratowania Żydów przez Polaków mówi w ekspozycji wyłącznie Irena Sendlerowa. Poświęcony jej fragment opowieści został schowany za hydrantem w ciemnym zaułku muzeum.